niedziela, 18 października 2015

Rozdział 14 "Shopping time"

Dziękuję osobom, które napisały mi kilka miłych słów i teraz piszę ten rozdział <3
Ten rozdział jest dedykowany właśnie Wam :*


- Violka, idziemy na zakupy? No wiesz. W końcu wypadałoby polatać po tutejszych galeriach - do mojego i Leóna pokoju wpadła Lu. Byłam w nim sama, ponieważ mój ukochany siedział z Federico w salonie i zapewne oglądają mecz.
- W sumie to czemu nie. Jestem za! Daj mi tylko trochę czasu, chcę się zrobić na bóstwo - zaczęłam mówić bardzo wysokim głosem co u Ludmiły wywołało napad śmiechu. Wyszła z sypialni, a ja podeszłam do szafy z której wyjęłam ten zestaw. Poszłam do łazienki gdzie wykonałam wszystkie czynności, które musiałam zrobić.
Gotowa wyszłam z mojej i Leóna łazienki, przechodząc przez sypialnię, poszłam do salonu.
- To idziemy? - zapytałam siadając na oparciu sofy. Luśka spojrzała na mnie z wielkim bananem na twarzy. Ta ciąża jej służy. Jest o niebo radośniejsza.
- Jasne, chodźmy - pociągnęła mnie do drzwi - chłopaki wychodzimy na zakupy!

Weszłyśmy do wielkiej galerii handlowej.
- Victoria's Secret? - zapytałyśmy w tym samym czasie, po czym się zaśmiałyśmy. Nasze śmiechy przerwał mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz - Camila. Chciałam odrzucić, ale moje przeczucie mówiło, że to coś ważnego.
- Halo? - powiedziałam chłodno do słuchawki. Po co mam być miła skoro ona sama się na mnie wypięła.
- Violetta, cześć tu Camila Tores.
- No, i co chcesz? Po ponad miesiącu dopiero do mnie się odzywasz.
- Viola, ja chciałam pogadać. No wiesz... Jak kiedyś, ale gdy do ciebie dzwoniłam nie odbierałaś. Poszłam do ciebie. Właściciel mówił, że się wyprowadziłaś ponad miesiąc temu.
- I??? Wiesz co. Jestem zajęta. Zadzwoń kiedy indziej - rozłączyłam się. Ne będę z nią rozmawiać. Byłyśmy w NY, olała nas, teraz nas nie ma - olewa nas. No teraz dopiero zadzwoniła.
- Kto to był? - blondynka stała koło mnie i się mi przeglądała.
- Camila- mruknęłam, po czym zaczęłam iść kierunku sklepu z bielizną.
- Co chciała?
- A co mnie to obchodzi... Proszę, nie chcę o tym gadać.
- Ok.
Weszłyśmy do wcześniej wymienionego sklepu i zaczęłyśmy latać między regałami. Ustaliłyśmy, że szukamy czegoś dla mnie bo Lu na razie się nie przydadzą.

- Luśka! Mam dość, idę do kawiarni. Jak ty chcesz to idź, znajdziesz mnie w Starbucksie.
- Oj, dobra. Idziemy już do domu - powiedziała i ziewnęła. Zaczęłyśmy kierować się w kierunku wyjścia, ale moja towarzyszka przykleiła się do szyby sklepu Chanel. Wywróciłam teatralnie oczami i pociągnęłam blondynkę do drzwi. Ta się zaczęła stawiać. Ta scena musiała wyglądać przekomicznie, ale co ja mogę za jej zachowanie? No właśnie, nic.

~*~*~
I know, I know....
Krótki, późno i wgl...
Rozdziały będą rzadko i krótkie więc się nie dziwcie.

Dobranoc?

niedziela, 13 września 2015

Przemyślenia... ~Lauren



Cześć wszystkim.
Nie wiem, czy ktoś to jeszcze przeczyta, ale może jednak.

Zastanawiam się... czy nie usunąć tego bloga.
Do tej pory pisałam tu z Cukierkoffą, ale teraz to już nie to samo.
Dziwnie byłoby go pisać samej.

Ugh... Nie umiem słów ubrać w sensowne zdania.
Może po prostu zapytam.

Usunąć bloga? A może ktoś to będzie czytał tylko w moim wykonaniu?
A może znajdzie się ktoś taki, kto chciałby pisać ze mną?
Błagam Was o to, byście napisali mi co mam zrobić.

Jak na razie możecie znaleźć mnie na:
http://thejanoskiansfanfiction1.blogspot.com
i
http://jd-ff.blogspot.com

Nie są to blogi opowiadające o "Violetta".

Kończę, a Was proszę o to byście dali znak co mam robić.

~Lauren

niedziela, 16 sierpnia 2015

Wspomnienia nigdy nie umrą.









Uchhhh, kompletnie nie wiem jak mam to wszystko wam przekazać. Jak przelać w słowa to co czuję. Może zacznę od początku, jeżeli zdołam odnaleźć początek i koniec. Nie mniej jednak postaram się. Dla was. Bo przecież równie dobrze mogłabym napisać tylko, że odchodzę. Ale to nie o to chodzi. Nie chcę iść na łatwiznę.
Od niedługiego czasu coraz częściej w mojej głowie pojawia się myśl, że jednak nie. Już tłumaczę o co chodzi. Chodzi mi o to że... Muszę przełknąć łzy i pisać dalej. Coraz częściej myślę, że to nie dla mnie. To wszystko. Uwielbiam pisać wiersze, czy piosenki, ale dla siebie. Nikt nigdy nie dostanie tego w swoje ręce. Pisanie to jedna z moich nielicznych pasji, tak jak rysowanie, muzyka, czy fotografia, ale to stało się dla mnie pewnego rodzaju obowiązkiem. A to nie miało być tak. To miała być odskocznia od świata codziennego. A nie była. To coraz bardziej mnie przytłaczało. Czułam się jakby wielki, gigantyczny głaz naciskał na mnie. Czuję, że zawodzę kilka osób, bo nie oszukujmy się, jest was może 5 ? ( To nie znaczy, że was nie doceniam! Ogromnie wam dziękuję, że ze mną byliście! )  Nie widzę sensu aby dalej ciągnąć to wszystko. Te wypociny były coraz gorsze, i nie chciałabym żeby ktoś to czytał, bo wiem, że stać mnie na więcej. 
Nie kończę z tym na zawsze, oczywiście że nie. Jeszcze tutaj ( na bloggera) wrócę, obiecuję wam to. To nie będzie na pewno kilka tygodni. To może być miesiąc rok, a może kilka lat? Muszę pozbierać myśli. Nabrać chęci. Dopracować historię, którą stworzyłam już dawno temu. Złapać trochę weny.
A więc do zobaczenia w przyszłości!

Ostatni raz podpisująca się tu Cukierkoffa <3

czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 13: "Księciuniu, a może byś tak dom zakluczył?!"+ informacje



Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!
Czytelniku! Przeczytaj notatkę pod rozdziałem.
Ty Cukierkoffa też.

- Violu, idziemy na plażę? - zapytała się mnie moje przyjaciółka.
- A co z nami? - zapytali razem Fede i Leoś.
- Wy? Robicie co chcecie. My dzisiaj mamy babski dzień - wyprzedziłam Lu, która miała już coś powiedzieć. Spojrzałam na nią i do niej mrugnęłam jednym okiem. Ta się uśmiechnęła i poszła do siebie, ja zrobiłam to samo w celu ubrania się w strój kąpielowy.

- Idziemy - oznajmiłem po czym wstałem z sofy.
- Gdzie ty chcesz iść?
- Nie interesuje cię np. co u dziewczyn?
- No troszkę.
- To co? Idziemy na zwiady?
- Lecimy - rzucił mój przyjaciel i wybiegł z domu.
- Księciuniu, a może byś tak dom zakluczył?! - krzyknąłem kiedy ten był już na podjeździe.
- A, no faktycznie.

- Vils, czuję, że ktoś się cały czas na nas patrzy, ale nie wiem kto to.
- Też tak uważam.
- To jest strasznie dziwne, chodźmy już do domu.
- Oki - wyszłyśmy z wody i podeszłyśmy do naszych leżaków. Na nich leżeli nie kto inni niż nasi faceci.
- Verdas! Co ty tu robisz?!? - krzyknęłam.
- Obyś tylko miał dobre wytłumaczenie!!! - Lu wzięła swoje rzeczy i chwyciła Pasquareliego za ucho i poszli.
- A ty? Co mi powiesz na ten temat? - zapytałam jednocześnie siadając na leżaku wcześniej zajmowanym przez Federico.
- Wiesz jak ja ciebie kocham?
- Nie zmieniaj tematu. Po co tu przyszedłeś? Chciałam spędzić trochę czasu z moją najlepszą przyjaciółką, bo ostatnio nie mieliśmy zbyt wiele czasu na to. A teraz przepraszam, ale idę do domu - wstałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

- Wyjdź za mnie - wyjął piękny pierścionek z kieszeni swoich jeansowych spodni. Z moich oczy automatycznie poleciały łzy szczęścia. Nic nie odpowiedziałam tylko pokiwałam głową. On założył mi go na mój serdeczny palec.
- Nie mogę w to  uwierzyć - wyszeptałam w jego stronę. 
- W co nie możesz uwierzyć? - powiedział trochę zdziwiony. Coś mi tu nie grało.
- W to, że mi się oświadczyłeś głuptasie.
- Violu, ale ja ci się nie oświadczyłem - w tym momencie otworzyłam oczy. To był sen! I co on tu robi?!? Wstałam z łóżka.
- Chyba ci wczoraj powiedziałam, że nie życzę sobie byś ze mną spał.
- No przepraszam, ale w gościnnym było tak pusto bez ciebie.
- Tak, tak, tak... Niech ci będzie.
- Zgoda? - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Zgoda - uścisnęłam jego dłoń, a następnie się pocałowaliśmy. Może byłoby to coś więcej, ale do naszego pokoju wpadł Federico.
- Co chcesz? - wycedził przez zaciśnięte usta mój ukochany. Widać było, że się zdenerwował.
- Nie chciałem wam przeskadzać, ale ja to bardziej do Violi.
- No to słucham - usiadłam na brzegu łóżka i poklepałam miejsce obok siebie. Ten posłusznie usiadł.
- Bo ja chciałbym cię bardzo przeprosić za wczorajszą sytuację. Wiesz, Lu jest w 4 miesiącu ciąży i bardzo się o nią bałem. A do tego nie ja na to wpadłem. Był to...- nie dokończył ni z gruszki ni z pietruszki rzucił się na niego León. Obaj spadli na podłogę, a ja wybuchłam niepochamowanym śmiechem. Chwilę potem w pokoju była Ludmiła z patelnią w ręku.
- Co to był za hałas?
- León i Fede spadli na podłogę.
- Aha, dobra - i sobie poszła.

~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!!
I długością i jakością nie powala. Wiem to...
Straciłam w ostatnich dniach pomysły, wenę.
Dlatego robię lekką zawieszkę w pisaniu tego blogu. Na innych będę pisać (chyba).

Wybacz kochana, że Cię zostawiam (na pewien czas) samą.

Przepraszam jeszcze raz i do następnego mojego rozdziału...
~Lauren~

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 12 "Do Europy"


Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!

- No Verdas szybciej! - krzyknęłam do mojego chłopaka. Postanowiliśmy sobie od rana pobiegać. Niestety León jest daleko za mną. A nawet bardzo.
- Viola, ja już jestem zmęczony. Wracajmy.
- Ale sam wymyśliłeś poranny jogging więc proszę.
- Ale ja już nie mam sił.
- No dobra, ale po drodze wejdźmy do sklepu - powiedziałam kierując się do miejscowego marketu.
- Po co?
- Muszę kupić jakiś sok do picia - nie odwracałam się i szłam dalej.

- Ej stary, to ta laska z klubu - słyszałam pełno takich wyrażeń - Mała, chodź. Zapłacę ci za co nieco.
W tym momencie nie wytrzymałam i wybiegłam z budynku. Nie zważając na krzyki Leóna biegłam dalej. Po kilku minutach dotarłam do domu. Weszłam do niego po czym zakluczyłam się w nim na klucz. Zsunęłam się po drzwiach i jeszcze bardziej się popłakałam. Długo tak nie siedziałam tylko postanowiłam działać. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Ludmiły. Po dwóch sygnałach odebrała.
- Hej Violu, co tam.
- Lu, wyprowadzam się, proszę cię byś mi pomogła.
- Jasne, nie zostawię cię samej.
- To przyjdź do mnie.
- Już idę - powiedziała po czym się rozłączyła. Ja pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować moje rzeczy do walizek. Gdy miałam spakowaną już jedną usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie Lu - pomyślałam i pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je a za nimi stał mój chłopak. Bez żadnego słowa przytuliłam się do niego.
- Viola, co tu robi ta walizka?
- Wyprowadzam się - wyszeptałam i wróciłam do pakowania moich rzeczy.
- Ale jak to?! Dokąd?
- Jeszcze nie wiem. Chyba do Europy.
- To jest daleko! Nigdzie nie jedziesz!
- León, zrozum. Do końca życia ludzie będą mnie wyśmiewać. W Nowym Yorku już nie mam prawa bytu, no chyba że chcę codziennie słyszeć obelgi kierowane w moją stronę. A co ja powiem kiedyś moim dzieciom? Dzieci jak byłam młoda pracowałam w klubie ze striptizem? Ja nie mam innego wyjścia.
- Dobra, ale ja jadę z tobą.
- Dziękuję - znów dzisiejszego dnia się do niego przytuliłam - a teraz idź do domu i się spakuj.
- Już lecę - pocałował mnie w policzek i opuścił mój dom.Zaraz potem do salonu wpadła Luśka.

Ludmiła i Federico postanowili, że też się wyprowadzą, oczywiście dla dobra ich dziecka, w końcu Lu też pracowała tam gdzie ja, ale Fede jej to załatwił tak jak mi mój misiek.
Wszyscy zapakowani w samochody pojechaliśmy na lotnisko. Tam czekał na nas prywatny samolot ojca Leóna. Pozajmowaliśmy tam miejsca, pozapinaliśmy pasy i czekaliśmy aż "stalowy ptak" zacznie się wznosić. Nasz cel? Włochy, ojczyzna Pasquarelliego. Miał tam letnią willę w której zamieszkamy. Oczywiście my będziemy szukali sobie osobnego domu, jak najbliżej domu Włocha. Nie wiem kiedy, ale zasnęłam.
Obudziłam się chwilę przed lądowaniem.
- O wstała moja księżniczka - powiedział mój ukochany, następnie pocałował mnie w usta.
- Kiedy lądujemy? - zapytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi, bo z głośników dobiegł mnie głos pilota: Prosimy o zapięcie pasów, wyłączenie wszelkich urządzeń elektronicznych oraz schowanie wszystkich bagaży podręcznych pod fotele.
Dostosowaliśmy się do wskazówek. Już tylko czekaliśmy aż staniemy na ziemi.

- Masz cudny do Fede i do tego taaaaki wielki - powiedziałam pod wrażeniem.
- Wielki? Większy jest mój dom na Karaibach - prychnął mój ukochany.
- To dlaczego jeszcze mnie tam nie zabrałeś? - zapytałam.
- Emmm... Booo... Zapomniałem, że mam tamten dom - ale kłamczuch.
- Verdas, czemu kłamiesz? Przecież... - Fede nie dokończył, bo León zatkał mu usta ręką. Co on ukrywa? Nie ważne... I tak się dowiem od Lu, bo Federico mówi jej wszystko.
- To idziemy spać? Jestem padnięta - wymamrotała Luśka.
- Idziemy - opowiedzieli chłopaki na równi. My się zaśmiałyśmy i każdy poszedł do swoich pokoi. Oczywiście ja miałam z moim miśkiem a oni razem.
Wykąpani, przebrani i gotowi do spania leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku. Długo nasze pieszczoty nie trwały, ponieważ najpierw zasnął Leósiek, a dopiero potem ja.

~~~~~~~~~~
Hej wszystkim!!!

Jak Wam się podobała dwunasteczka?
Mi nie za bardzo przypadła do gustu, ale cóż.
Jaka jest, taka już jest.

Cukierkoffa chyba jest jeszcze na wakacjach dlatego piszę teraz rozdziały ;)
będą one się pojawiały regularnie, co tydzień w soboty ;)

Cieszycie się? Ja baaardzo :D
Życzę udanych wakacji
/L. Brooks ;D

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 11 "Moja mała blondyneczka"

Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!
 Rozdział dedykowany Wiktorii Głogowskiej, dzięki kochana, że przy nas jesteś ;*

 - Violetta! - jego aksamitny głos dobiega do moich uszu. Słyszę jak wchodzi po schodach, a kilka sekund później klamka od drzwi ugina się pod ciężarem jego dłoni. W mgnieniu oka znajduje się koło mnie.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - uśmiecha się szeroko, a miliard motyli, chce rozerwać mój brzuch. To wspaniale mieć takiego kogoś jak on.
- Nie... Nie lubię niespodzianek. Mów o co chodzi, bez owijania w bawełne! - spoglądam na  niego spod rzęs.
Wciąga powietrze do płuc .
- Od dziś nie pracujesz już w klubie. -  kąciki jego ust wędrują do góry, a na policzkach ukazują się te sexowne dołeczki.
-Co? - Nie wierzę własnym uszom. 
- To co słyszałaś. -  uśmiech nie schodzi z jego twarzy. - Moi ludzie się tym zajęli.
- Dziękuję! Dziękuję, naprawdę, Leon.  - rzuciłam się na szyje chłopaka i złożyłam namiętny pocałunek na jego ustach. On zaczął go pogłębiać. Nie zauważyłam kiedy przyparł mnie do ściany. Jego pocałunki zaczęły przenosić się na moją szyję.

- Leon, ale jak? Jak to zrobiłeś?
- A taka moja mała tajemnica blondyneczko.
- Nie mów tak do mnie - mruknęłam po czym schowałam się pod kocem.
- Czemu? - próbował zabrać mi koc, ale ja szłam z zaparte i mu go nie oddałam.
- Bo tak nie lubię.
- Ale dla mnie zawsze będziesz moją małą blondyneczką - powiedział po czym cmoknął mnie w czoło. Po tym geście wynurzyłam się spod kocyka. W tym momencie mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z kieszeni i zaczęłam czytać wiadomość:

NADAWCA: Szef
Jeszcze się doigrasz dziewucho jedna! Pamiętaj, ja wiem wszystko. 
A pamiętasz, że w klubie jest monitoring? No właśnie!
Ty będziesz chciała zniszczyć mi życie to ja zniszczę je tobie.
Z poważeniem A.Hernandez

- Co jest kotku - zapytał szatyn. Nic nie powiedziałam tylko podałam mu telefon - a to palant! Jak on może?!
- Leon uspokój się. Napisał, że jak będę chciała mu zniszczyć życie to on wtedy się odegra, a jak na razie nic nie robię.
- Może i masz rację...
- Jasne, że mam. a teraz chodź się przytulić - rozłożyłam ręce do przytulasa. Verdas bez wahania skorzystał z okazji. Nasze czułości przerwał nam mój telefon. Spojrzałam na ekran. Ludmiła - pomyślałam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak słucham?
- Violetta, spotkajmy się.
- Po co?
- Chcę z tobą pogadać.
- Gdzie i kiedy?
- Może być w naszej kawiarni za 30 minut?
- Dobra.

Wchodzę do budynku w którym umówiłam się z blondynką. Rozejrzałam się i zobaczyłam ją siedzącą przy oknie. Podeszłam do stołu i usiadłam na przeciw niej.
- W jakiej sprawie chciałaś się spotkać?
- Violetta... Chce cię przeprosić. No wiesz, powinnam była dawać jakiekolwiek znaki życia.
- Lu, to ja cię przepraszam. Nie powinnam była tak zareagować.
- Przyjaźń? - zapytała podając mi rękę.
- Na zawsze - odpowiedziałam jednocześnie ściskając chudą rękę przyjaciółki.
- Opowiadaj co u ciebie?
- Nic... No prawie, jestem z Leonem i nie pracuję już w klubie.
- Jak? Przecież...
- ... Leon wszystko załatwił. Dobra, opowiadaj co u ciebie słychać?
- A wiesz... Maleństwo rozwija prawidłowo, Federico mnie wspiera.
- No właśnie! Który to już miesiąc?
- Drugi. Vils, mam do ciebie mega prośbę.
- No mów.
- Wiesz, ja jestem jedynaczką i jak dziecko się urodzi tooo... Chciałabyś być jego chrzestną?
- Jasne!

~~~~~~
Witajcie!
Z tej strony L.Brooks.
Wybaczcie, że rozdział jest taki krótki.

Vils przestaje pracować w klubie, ma być chrzestną dziecka Lu i Fede.
Niespodzianką jest koniec kariery Violetty.

Pierwszy akapit napisała Cukierkoffa :D

Wybaczcie, że nie w sobotę, ale cóż...
Do następnego
/Brooks

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 10 "Pani Verdas"

 






Z dedykacją dla Joye, którą usatysfakcjonowałyby dłuższe rozdziały ;)


Ostatni raz przejeżdżam czerwoną szminką po swoich pełnych wargach. Idealnie - myślę.
Czuję jak ciepłe dłonie oplatają moją talię. Do moich nozdrzy natychmiast dobiega zapach cudownych perfum Leona. Moich ulubionych. Szatyn delikatnie biegnie nosem po mojej szyi. Odchylam lekko głowę dając mu większe pole do popisu. Czuję jak jego malinowe wargi z niezwykłą zachłannością przywierają do moich. Powoli odsuwam swoją twarz od jego. Szatyn niespodziewanie cmoka mnie w nos, przez co kąciki moich ust wędrują do góry.
- Gotowa? - szepcze mi wprost do ucha, wywołując przyjemne dreszcze na całym moim ciele.
- Jasne.
- Chodźmy. - jego dłoń spoczywa na moich plecach. Czuję się jak prawdziwa dama, którą nigdy nie byłam, nie jestem i nie zostanę.
Leon otwiera drzwi białego Audi R8, wpuszczając mnie do środka. Sam okrąża samochód i siada na miejscu kierowcy. W jego ruchach mozna dostrzec niezwykłą zmysłowość.


- A co jeśli mnie nie polubią? Leon, popatrz na mnie! Kim ja jestem? Nie mam prawa nawet spoglądać na takich ludzi! - dopada mnie silny atak paniki, w połowie drogi do posiadłości rodziców Leona.
- Kochanie! Kochanie uspokój się, i nie mów tak o sobie, wiesz, że tego nie nawidzę. Jesteś wspaniała, Zobaczysz polubią Cię. - na twarzy szatyna gości rozbawienie.
Świetnie! Nabija się se mnie!
Jego dłoń gładzi moje udo z niezwykłą czułością, po przez cienki materiał sukni wieczorowej, którą mam na sobie. Odwracam głowę i spoglądam za okno, starając się nie myśleć o tej całej kolacji. Dlaczego wogóle się na to zgodziłam...
Pierwszy i najważniejszy powód siedzi koło Ciebie. 



-Violetto, czym się zajmujesz? - i właśnie tego pytania obawiałam się najbardziej. Uśmiecham się nerwowo, spoglądając na Panią Verdas, a następnie na Leona.
- Ja...
- Od września idzie na studia.- mój chłopak ratuje mnie w ostatniej chwili. - Niestety wcześniej nie miała możliwości.
Mama Leona uśmiecha się do mnie serdecznie. Odpowiadam tym samym. Kupiła to. Mogę odetchnąć z ulgą.
- Dziękuję - szpecze wprost do jego ucha, tak, aby nikt tego nie słyszał.
- Odwdzięczysz mi się później - jego ręka zaczyna masować moje udo, na co moja twarz czerwienieje. Co on wyprawia?! Jeszcze ktoś zauważy. Niezauważalnie strącam jego rękę, gdy jest coraz bliżej mojej kobiecości. Wariat.



- Jeszcze raz dziękujemy za zaproszenie. - uśmiecham się szeroko do pani domu.
- Wpadajcie częściej. - kobieta sztucznie się uśmiecha. Nie przypadłam jej do gustu. Za to ja ją bardzo polubiłam. Leon otwiera drzwi i zaprasza mnie lewą ręką do środka, kiedy już znajduję się na miejscu pasażera, okrąża samochód i siada na miejscu kierowcy. Przypatruję się jego idealnej  twarzy z niezwykłym podziwem. Jest maxymalnie skupiony na drodze.
- Jak ci się podobało? - odzywa się jako pierwszy.
- Było dobrze.
- Ale? - pyta nie odrywając wzroku od drogi.
- Twoja mama raczej mnie nie polubiła. - z mojego gardła wydobywa się głośnie westchnięcie.
- Daj spokój. Ważne, że ja cię lubię. - próbuję wykrzywić moje usta na kształ uśmiechu, ale twarz wyraża grymas. Tylko lubi?
- A nawet kocham. - ukazuje rząd swych śnieżnobiałych zębów. Jakby czytał mi w myślach.



- Ludmiła, odbierz! - wrzeszczę wprost do słuchawki. Martwię się o nią. Nie odzywa się do mnie od trzech tygodni.
- Halo - wreszcie po czterech sygnałach słyszę jej głos.
- Boże Ludmiła! Nic ci nie jest ?
- Nie... A dlaczego?
- Nie odzywałaś się do mnie przez trzy tygodnie!
- Aj, jakoś nie było czasu - słyszę zmieszanie w jej głosie.
- Ja zamartwiam się, wydzwaniam, myślę, że już jesteś w lepszym świecie, a ty mi mówisz, że nie było czasu! - jestem tak bardzo wściekła, jak szczęśliwa, że nic jej nie jest. Chociaż tyle.
- Oj no honey, nie denerwuj się.
- Nie. Cholera! Ludmiła! Wiesz jak się bałam. Nie wierze, że przez trzy tygodnie, nie znalazłaś minuty, żeby chociaż zadwonić, do swojej, podobno, najlepszej przyjaciółki. Zadzwoń jak to przemyślisz. - natychmiast dotykam czerwonej słuchawki, kończąc połączenie.
Nie wierzę. Ona? Ciekawe co takiego jej nie pozwalało, wysłać chociaż maila, albo sms'a. Jestem na nia bardzo zła. Nikt jeszcze tak, mnie nie zdenerwował.

Rozsiadam się wygodnie w wannie pełnej piany. W pomieszczeniu unosi się słodki zapach róż. Wreszcie mogę się wyluzować. Przymykam oczy i  oddaję się przyjemności. Do moich uszu dobiega dźwięk otwieranych drzwi do łazienki. Leon - pierwsze co przychodzi mi do głowy. Czuję, jak jego miękkie wargi lądują na moich. Z czułością oddaję pocałunek. Nie muszę długo czekać, aby poczuć, jak język szatyna pieści moje podniebienie. Wplatam ręke w jego miękkie niczym bawełna, włosy. W skutek czego jego głowa jest ubabrana w pianie.
Chichoczę pod nosem, kiedy próbuje to zdjąć. Wygląda naprawdę uroczo.
- Hej, kochanie - cmoka mnie w nos, kiedy już uporał się z włosami.
- Hej. Jak w pracy? - pytam bez przekonania. Podnosi mój podbródek, przez co może spojrzeć w moje tęczówki.
-Co jest, Vilu? - czule pyta.
- Nic takiego. Mogę zostać sama? - przez moja twarz przechodzi cień uśmiechu. Chłopak opuszcza łazienkę. Wreszcie mogę w pełni się zrelaksować.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest dziesiąteczka!
Wiem, wiem, że większość chciałaby dłuższe rozdziały, ale nie zawsze jest tyle weny czy czasu...
Teraz, kiedy są wakacje rozdziały będą trochę dłuższe, przynajmniej u mnie ;)
Od 6 do 19 lipca będę nad morzem. Z internetem może być różnie. Sami wiecie. Ale jeżeli będę miała  czas oczywiście coś dla was wyskrobę ;D
Nwm co stało się z Lauren. Miała wrócić 25 czerwca, a nadal jej nie ma. Wszystkie rozdziały piszę sama. Może wróci na bloga zanim wyjadę i coś dla was napisze. Nie wiem.
Do soboty, jeszcze coś dla was napiszę ;) będzie niespodzianka! Jaka? Zobaczycie.

Przepraszam za błędy! Jeżeli znajdę czas, oczywiście zostaną poprawione.
I gorąco zapraszam do komentowania. Ostatnio się opuściliście...

//Cukierkoffa <3


sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 9 "Blond fale"




Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!


- Jak mogłaś? ! Po tych wszystki latach przyjaźni tak mi się odwdzięczasz?
- Ja? Ty to nazywasz przyjaźnią! Od zawsze stawiałaś mi kłody pod nogi! A ja jak idiotka leciałam z pomoc

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział 8 "Niezdecydowana."









Czytasz? Zostaw po sobie ślad!
To nas motywuje!

Promienie słońca wdzierają się do mojej sypialni; budząc mnie.
Leniwie otwieram oczy. Mój wzrok napotyka szatyna leżącego obok mnie. Jego miękkie włosy są kusząco rozczochrane. Jeden kosmyk opadł na jego czoło, jakby prosząc abym go ułożyła.
Uśmiecham się, przypominając sobie wczorajszą noc. Znów zaciągnął mnie do łóżka. Było cudownie, ale to nie miało być tak. Miałam o nim zapomnieć. Na zawsze.
Słona woda płynąca z moich oczu zmazuje uśmiech z mojej twarzy. Jestem tak cholernie niezdecydowana...
Raz chce o nim zapomnieć, ale za chwilę uświadamiam sobie jak bardzo go kocham. Nie potrafię zadecydować sama o moim życiu.
Czuję jak materac zaczyna się uginać.
Otwiera swoje cudne oczy i spogląda na mnie. W jego spojrzenia dostrzegam troskę, smutek, zmartwienie?
- Płakałaś. - stwierdza ocierając kciukiem moje łzy. - Co jest? - jego głos jest nadzwyczaj troskliwy. Taki ciepły.
- Nic. Nie ważne. - otulam moje nagie ciało kołdrą i kieruję się w stronę drzwi. Chcę stąd jak najszybciej wyjść. Ręka szatyna lądująca na mojej tali niestety uniemożliwia mi to. Ciężko wzdycham. Nie mam najmniejszej ochoty rozmawiać z nim. Przynajmniej teraz. Leniwie odwracam się w jego stronę. Spoglądam na niego znudzonym wzrokiem.
- Hej, widzę, że coś się dzieje. Mi możesz powiedzieć. - robi krok w moją stronę, na co ja się oddalam.
- Nic się nie stało - w jak najszybszym tempie pragnę pokonoć kolejne stopnie schodów. Chcę uniknąc tej rozmowy. Tego wszystkiego, ale moje odzienie z kołdry nie ułatwia mi tego, przez co szatyn znajduję się koło mnie. No tak, on ma bokserki, w których wygląda naprawdę se... Koniec. Jestem kompletną idiotką. Nie potrafię podjąć jednej decyzji sama. Raz chcę tego, ale za chwilę dzieje się coś, przez co myślę, że to jest zły pomysł.
- Violetta. Mów co się dzieje.
- Ughh, dlaczego musisz być taki upierdliwy?! Nie możesz dać mi chwili spokoju? ! Zrozum to wreszcie! Nie mam ochoty na rozmowę! Zostaw mnie samą! -  jego twarz natychmiast smutnieje. Świetnie! Naskoczyłam na niego, za... Troskę?! Jestem totalną idiotką.
- Nie. Czekaj. Przepraszam Cię. To nie miało być tak. Jaaa, na prawdę przepraszam. Nie wiem co mi się stało... Wybacz.
-  Nic się nie stało, ale powiesz mi w końcu so się dzieje? - chwyta mnie delikatnie za ramiona.
-Leon... Jak ty to sobie wyobrażasz? Będziemy razem, a ja ... Codziennie będę pieprzyć się z innymi facetami? Nie udawaj, że to nie będzie ci przeszkadzało. Jestem zwykłą dziwką i zawsze nią będę. To będzie się za mną ciągnęło do końca życia. - łzy kreślą drogę po moich policzkach.
-  Nie mów tak - jego ton stał się niezwykle chłodny. Nie lubi jak nazywam siebie dziwką, ale taka jest prawda - Wyciągne Cię z tego. Będę przy tobie. Kocham Cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.- zamyka przestrzeń między nami uścisku. W pomieszczeniu słychać tylko mój szloch. Kocham go i chcę dać nam szansę.







- Auć -  rozmasowywuje moje obolałe stopy. Spoglądam na szatyna. Znika za drzewami. No tak. Jeździ dużo lepiej na rolkach ode mnie. Nigdy nie jeździłam na ... Tym czymś. Zawsze mnie to przerażało. Jak można utrzymywać równowagę na takich malutkich kółkach? Gdzie poręcz?! Zdecydowanie wolę rower. W sumie tam też są kółka, ale większe.
- I jak? - ciepły głos szatyna wyrywa mnie z przemyśleń. Po jego czole spływa kilka kropelek potu, a przez podkoszulek z łatwością mogę dostrzec jego idealnie wyrzeźbione mięśnie. Uśmiecham się na ten widok.  Ideał.
- Bolą mnie stopy. Kochanie zabierz mnie do domu - wspinam się na palce aby opleść jego szyję moimi chudymi ramionami. Szatyn oddaje uścisk. Czuję jak tracę grunt pod nogami.
- Postaw mnie, wariacie - chichoczę.
- Nie. Bolą cię stopy więc cię ponoszę. Jesteś lekka jak piórko - oplata swoje wargi wokół moich. Nie czekam długo, aby poczuć jak język szatyna pieści moje podniebienie. Kładę dłoń na jego karku i przyciągam go jeszcze bliżej, pragnąc jeszcze więcej przyjemności. Odrywamy się od sebie z braku powietrza.
Uśmiecham się szeroko, co szatyn odwzajemnia.
- Dasz radę na rolkach ?-opieram głowę na klatce piersiowej szatyna, kiedy ten rusza.
- Pewnie
- Kocham Cię
- Ja ciebie też.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej!
No to mamy rozdział. ( który swoją drogą, długością nie grzeszy...)
A w nim?
 W końcu Leonetta!
Fiolka dała się przekonać.
Lajon dał radę ją przekonać, miłość zwyciężyła, bla, bla,bla.
Ale to nie koniec kłopotówbo kontrakt fiolki obowiązuje jeszcze przez długi czas...
Czy Lajon stawi czoła i przezywcięży przeszkodę, do pełnego szczęścia?
Tego dowiecie się w następnych rozdziałach!
Dziś tylko problemy Leonetty, Fedemiłe zostawimy na potem.
Kończę swoje bezsensowne ... Wypowiedzi?
Tak. Niech będą wypowiedzi.
Do następnego.
Pozdrawiam Cukierkoffa <3
PS:Ogromnie przepraszam za błędy! Poprawie w wolnej chwili!


niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 7 "Przenosimy ciebie i Ferro do Europy"

~Violetta~
Wstałam z nowym postanowieniem - pójść do pracy. No tak, wreście by wypadało. Ile ja już tam nie byłam? Z 1,5 miesiąca? Chyba tak.
Ubrałam się, uczesałam, wymalowałam i weszłam do kuchni. Z miski wyjęłam mój ulubiony owoc, jabłko, po to aby je skonsumować. Niestety nie miałam zbyt wiele czasu więc jadłam je po drodze do budynku katorgi. Weszłam do środka i od razu zmierzyłam do biura Hernandez. Lekko zapukałam, gdy usłyszałam donośne "proszę" uchyliłam drzwi i powoli weszłam do środka. Mój pracodawca podniósł głowę znad sterty papierów.
- Ahh, Castillo. Co cię tu sprowadza?
- Chciałam wrócić do pracy.
- O, to się genialnie składa! Będzie drugi klub. Przenosimy ciebie i Ferro do Europy.
- Co?! Ale jak? Tu mamy rodziny, przyjaciół. Nie mogą to być nie wiem no. Francesca? Ona pochodzi z Włoch, ma tam rodzinę. Niezależnie gdzie by było to w tej Europie ona miałaby do nich bardzo blisko, bliżej niż ja lub Ludmiła!
- Dobrze, uspokój się Violetto. Postanawiam, że do Europy wyjadą Francesca i ... Camila. Może być?
- Niech będzie. A mogę zacząć pracować od jutra?
- Jasne! - po rozmowie wyszłam z gabinetu, a następnie z budynku. Szczerze? Dobrze że Francesca i Camila wyjadą. Przynajmniej będą miały jakąś nauczkę. Przez ten cały czas gdy miałam wolne żadna się nie odezwała. Inne to co innego. Nawet Alice zadzwoniła raz by zapytać się dlaczego nie ma mnie w pracy. Zadzwoniła do mnie osoba którą znam tylko i wyłącznie poprzez pracę, a przyjaciółki nic...

Serio nikt nie może dać mi spokoju! Jeden dzień!!! Strasznie wkurzona otworzyłam drzwi. Nie no... Tylko nie on.
- Co jest? - zapytałam niby od niechcenia.
- Przyszedłem pogadać.
- Streszczaj się.
- To może wejdziemy. Nie mam zamiaru rozmawiać na ulicy gdy każdy może nas usłyszeć.
- Dobra - wycedziłam po czym otworzyłam drzwi szerzej. Weszliśmy do salonu i siedliśmy naprzeciw siebie.
- O czym chcesz gadać?
- O nas.
- Verdas, zrozum. Nie ma żadnych... - nie było mi dane dokończyć.
- Viola... - wstał ukląkł obok mnie i chwycił mnie za ręce - nie umiem tego inaczej określić. Kocham cię. Tak trudno to zrozumieć? Wiem... Nie jestem romantykiem, ale nic na to nie poradzę. Taki już jestem. Bądź ze mną. Proszę cię. Nie umiem bez ciebie wytrzymać. Za każdym razem gdy zamknę oczy widzę cię, a mój każdy sen jest związany z tobą. Zawsze odgrywasz w nich główną rolę. Violetto Castillo bądź ze mną, proszę - bardzo się przy tym wzruszyłam. Jak miałam się nie zgodzić? No kto na takie słowa by się nie zgodził? Dobra, dobra. Może i miałam postanowienie by z nim nie być itp, ale serio no.
- Leon... - mój głos zadrżał - zrozum. Ja nie umiem kochać.
- To pozwól mi cię nauczyć. Pomogę ci.
- No nie jestem pewna...
- To bądź - miałam coś powiedzieć, ale Leon przerwał mi pocałunkiem. Chciałam to przerwać, ale nie mogłam. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Całkowicie oddało się pieszczotom wysokiego szatyna.

~Ludmiła~
Z wielkim bananem na twarzy podjechałam pod posesją Vils. Wysiadłam i trochę się zdziwiłam. Na podjeździe stało auto, które nie należało do mojej przyjaciółki. Nie zważając na to podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Nikt nie otwierał, ale na 100% ktoś był. Weszłam na podwórko, wszystkie rolety były zasłonięte, a ja niczego nie świadoma podeszłam do tylnich drzwi i powoli je otworzyłam. Po cichu weszłam. Zaczęłam przeczesywać wszystkie pomieszczenia. Zrezygnowana weszłam do salonu, ale to co tam zastałam zwaliło mnie z nóg. Moja najlepsza przyjaciółka pieprzyła się z kimś poza pracą. To było... obrzydliwe! Odwróciłam się na pięcie, ale mój nieszczęsny telefon zaczął dzwonić. Usłyszałam tylko pisk Violki. Nie odwracając się powiedziałam:
- Sorki Vils, nie wiedziałam, że z kimś jesteś. To ja wam nie przeszkadzam - szybko wybiegłam z jej domu i wsiadłam do auta. Odpaliłam je i już miałam odjeżdżać, ale mój telefon znowu zaczął dzwonić. Nie patrząc kto to odebrałam.
- Tak słucham?
- Cześć piękna.
- O to ty. Co tam misiek?
- A wiesz... mam ochotę na ciebie.
- Wiesz, że nie mogę...
- Oj tam. Jeden raz? Luu, nie zaszkodzi jeden jedyny raz.
- Wczoraj też tak mówiłeś, a dzisiaj z bólu brzucha wstać nie mogłam.
- Oj no nie gniewaj się.
- Nie gniewam.
- To co? Wpadniesz?
- No dobra, będę za 10 minut.
- Czekam.
- Pa - rozłączyłam się, a telefon schowałam do torebki. Ruszyłam. Przez te wieczne korki niestety się spóźniłam. Zgasiłam silnik i wybiegłam z auta. Po drodze do jego domu zakluczyłam go. Zdyszana zadzwoniłam do drzwi. Błyskawicznie otworzył mi mój chłopak - Federico.

~~~~~~~~~~
Hejka naklejka!
Vils i Leoniasty wrócą do siebie? Lu jest z Fede?
Zaskoczyły Was te dwie jakże ważne informacje? No cóż... mnie też.. Pisałam to tak na spontanie xDDD

Nie przedłużając zapraszam do komentowania ;)

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 6 Bez słabości. Bez skrupułow. Bez litości. Bez uczuć.



 Czytasz? Zostaw po sobie ślad!
Przeczytaj notkę pod rozdziałem!!!





Co on tutaj robi? Skąd wie gdzie mieszkam?
- Viola nawracaj!
- Już. Ludmiła... Myślisz, że to jego dziecko?
- Nie wiem, Violetta! Nie jestem już niczego pewna! Wszystko się skomplikowało! - Chwytam głowę w dłonie. Dlaczego mnie to spotkało?
- Ludmiła! Nie nastawiaj się na najgorsze! Nie możesz być niczego pewna. Musi zbadać Cię lekarz. Jedziemy do szpitala.
Mój wzrok skupia się na widoku za oknem. Ne wiem co mam myślec o tym wszystkim. Przecież nie mogę być teraz w ciąży. I to jeszcze z przypadkowym facetem. Co ja teraz zrobię

- Mam wyniki. Fałszywy alarm. Nie jest pani w ciąży. -  moje spięte mięśnie natychniast się rozluźniły. To wspaniała wiadamość. Kiedyś na pewno zechce mieć dzieci,  ale na razie nie chcę się w to wszystko pakować.  Tymbardziej, że ojcem tego dziecka mógł być zwykłym dziwkarzem.

- Widziałam jak się ucieszyłaś.- szatynka zapina pas. Idę w jej ślady. Samochód rusza, a my opuszczamy posesję szpitala. Jedziemy dość szybko. Uwielbiam szybką jazdę. Ta adrenalina.
- Tak, masz racje. Ucieszyłam się. Nawet bardzo. Nie chce dziecka. Przynajmniej nie teraz. -  twarz dziewczyny jest pogrążona w niezwykłym skupieniu. - Jak sobie pomyśle, że ojcem tego dziecka miałbybyć zwykły dziwkarz, to mam ochotę walnąć się z całej siły.  Chce skończyć z tym wszystkim. Iść do normalnej pracy, poznać faceta, może założyć rodzinę. Zostało mo muż tylko pół roku tego pieprzonego kontraktu, i skończę z tym wszystkim. A co u  Ciebie? - spoglądam na szatynkę. Jak zawsze wygląda nieskazitelnie. Jest perfokcjonistką. I za to ją lubię, ale czasem na prawdę potrafi mnie zdenerwować.
- Yyy dobrze... Wiesz jak to u mnie. Nic nowego.
- Viola, coś kręcisz. Zawsze kiedy kłamiesz mrugasz oczami.
- Ja przecież nie mrugam, Ludmiła.
- Tak, tak. No mów. Przecież możesz mi wszystko powiedzieć.
- Zakochałam się w Leonie. -  moje oczy otwierają się szeroko ze zdziwienia. - A ja w nim. - Tym razem moje usta przypominają literę 'o'. - I chyba jesteśmy razem.
Odpowiadam cichym ' acha' nie rozumiejąc prawie nic. Próbuję sobie to poukładać w głowie, ale chyba nie da się tego zrobić. Musi mi to wszystko wytłumaczyć.
- Ludmiła nie wiem co robić pomóż mi! On chce ze mną być! Jak można chcieć być z kimś takim jak ja? Z kimś kto co noc puszcza się z innym facetem i to jeszcze za pieniądze! Kocham go ale niechce mu stawać na drodze do szczęścia. Muszę o nim zapomnieć. Nie możemy być razem. - wszystkie emocje gnieżdżace się w tej kruchej osóbce wybuchły niczym wulkan.
- Violetta, bardzo chciałabym ci pomóc, ale nie mogę. Ty sama musisz zdedcydować.  Szatynka ciężko wzdycha. Rozumiem ją, ale nie mogę podjąć dzecycji za nią.

~ Violetta ~
- Pa! - odkrzykuje kiedy blondynka zamyka drzwi srebrnego porshe. Auto Leona. Nie moge przestać o nim myśleć. Jakby na stałe zamieszkał w mojej głowie i nigdy nie miał zamiaru jej opuszczać.  Będsziemy musieli odbyć szczerą rozmowę. B a r d z o.
Kocham go, ale nie pozwole mu na to, żeby marnował sobie życie z kimś takim jak ja.
Sięgam do swojej czarnej torebki po klucze. Kiedy odnajduję przedmiot odkluczam drzwi i wchodzę do środka. Zmęczona całym dniem nalewam białego wina do szklanego kieliszka po czym rozsiadsm się wygodnie na kanapie. Słysząc dzwonek do drzwi leniwie wstaje z wygodnego miejsca i udaje się do drzwi.- Kto znowu? O tej porze! Dajcie choć raz człowiekowi spokój !
 - To ty - mamroczę zawstydzona widząc pięknookiego mężczyznę w drzwiach.
- Tak to ja. O tej porze ! - próbuje naśladować mój głos co wychodzi mu całkiem nieźle.
- Leon musimy porozmawiać. - mężczyzna siada na kanapie. Zdejmuje bluze, która ukrywała jego gigantyczne mięśnie. Nie utrudniaj!
- Nie możemy być razem. - moje oczy zalewają się słoną wodą.
- Dlaczego ? - jego głos nie wyraża żadnych emocji prócz smutku. Powiedź prawdę? Czy skłamać?
Po dłuższej chwili bezczynnego wpatrywania się w jego idealną twarz postanawiam powiedzieć prawdę. Nie mam serca go okłamywać.
- Leon... Ja nie chcę ci stawać na drodze do szczęścia. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem zwykłą dziwką, a ty ? Człowiekiem idealnym.  Nie mogę pozwolić, na to, żeby ktoś taki jak ty zmarnował sobie życie z kimś takim jak ja... - mój głos coraz bardziej się załamuje,a po policzkach spływają łzy.
- Nie Violetta! Nie mów tak o sobie! Kocham cię i nue zmarnuje sobie życia będąc z tobą! Dlaczego nie potrafisz poprostu przyjąć pomocy?
- Właśnie Leon! Pomocy! Ty mnie nie kochasz! Litujesz się nade mną! Nie potrzebuje litości! Ani twojej, ani niczyjej! - spokojny ton mojego głosu przeradza się w krzyk. Krzyk rozpaczy i bólu. On mnie nie kocha. Nigdy nie kochał. Litował się nade mną. Teraz to so mnie dociera. - Wyjdź! - wskazuję na drewnianą konstrukcję drzwi. Odwracam się w stronę okna. Nie chcę żeby ktoś widział jak płaczę. Nie chce żeby ktoś pomyślał że jestem słaba. Violetta Castillo nie ma słabości.
- Wyjdę kiedy spojrzysz mi prosro w oczy i powiesz, że nic do mnie nie czujesz.
- Wyjdź!!! - łzy kreślą coraz więcej dróżek po moich policzkach.
Słyszę już tylko trzask drzwi. P O S Z E D Ł. Nie wróci. Nigdy.
Znów to zrobiłam. Skrzywdziłam osobę którą kocham.
Od dziś jestem nową Violettą. Bez słabości. Bez skrupułow. Bez litości. Bez uczuć.
Kocham Cię, Leon.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sorry, I'm so sorry!
Naprawdę was przepraszam!
Nie dodałam rozdziału ostatnio, wiem
Ale :
1. Brak zdrowia
2. Brak czasu
3. Szkoła
4. Obowiązki
Teraz pewnie niektórzy pomyślą, że pewnie mi się nie chciało ruszyć dupy i zasłaniam się zdrowiem i argumemtami wymienionymi powyżej, ale nie.
Moje zdrowie szfankuje od około dwóch miesięcy. Zatoki. A co idzie za tym? Co chwilowe przwziębienia, bóle gardła i zmiany głosu co pięć minut, temparatura.. Nie będę wams się tłumaczyć co dokładnie mi jest i kiedy to powinno się skończyć bo to są moje prywatne sprawy a i tak powiedziałam wam już bardzo dużo. Jednym słowem moje zdrowie sobie skisło.
Szkoła? Zapytacie. Przecież już prawie wakacje! Ale nie u mnie. Dopiero teraz zaczynają się testy, konkursy, kartkówki, pytanka... Itd. Nienawidzę szkoły, nie trawie żadnwgo nauczyciela, ale jeżeli chcę osiągnąć coś w życiu muszę się uczyć, dlatego moje oceny są bardzo dobre i takimi chce je pozostawić do końca szkoły.
Brak czasu. To choroba 21 wieku z któą jeszcze nikt do tej pory nie wygrał. W moim życiu również się na ro nie zanosi.
"Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić." - Albert Einstein 
Obowiązki. Każdy z nas je ma. A ja mam ich baaardzo dużo. Nie powiem dlaczego, bo to również jest mój prywatny temat, z którym nie mam się ochoty dzielić z szerszą publicznością.
Gratuluję tym, który dotrwali do końca rozdziału i notki. Trochę namieszałam, ale nie byłabym sobą, gdybym tego nie uczyniła. Wybaczcie! Gorąco zapraszam do czytania i komentowania!
// Cukierkoffa <3

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 5 "Hernandez, słucham?"

~Violetta~
Patrzyłam się na niego jakiś dłuższy czas.
- Viola? Violetta!
- Leon... Jaa...
- Rozumiem.
- Poczekaj, to znaczy, zaskoczyłeś mnie. Ale też coś przed tobą ukrywałam. Od kiedy tylko wszedłeś do klubu wiedziałam, że jesteś inny. Już wtedy mi wpadłeś w oko, ale nie mogłam tego powiedzieć ze względu na to, że byłam w pracy. Leon, też cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo - chwyciłam jego twarz w dłonie i musnęłam jego wargi.
- Viola, bądźmy razem.
- Nie możemy - szepnęłam i spuściłam głowę w dół. On chwycił mnie za brodę i trzymał tak długo aż nie musiałam spojrzeć w jego zielone jak szmaragdy, oczy.
- Violetta, możemy. Na razie... możemy się ukrywać.
- Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli.
- Violka, proszę, cię spróbujmy.
- No dobra, ale nie możemy pokazywać się publicznie, jedynie u ciebie.
- Zgoda. A więc panno Castillo, zostanie pani moją damą? - ukląkł na jedno kolano i chwycił mnie za prawą rękę.
- Ależ oczywiście panie Verdas - pomogłam mu wstać i dałam mu soczystego buziaka w policzek.
- Liczyłem na coś więcej - powiedział, niby smutny.
- Wybacz, ale się spieszę - wyszłam z kuchni i podeszłam do drzwi, gdzie zaczęłam ubierać buty. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Spojrzałam na zegarek na nadgarstku. Dopiero 9 rano. To o której ja wstałam?! O 6? Ygh... Nie ważne.
Będąc w domu zdjęłam płaszcz i buty i weszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam sok marchwiowy i nalałam sobie do szklanki. Wzięłam ją do ręki i usiadłam przy wyspie kuchennej na jednym z krzeseł barowych. Westchnęłam cicho słysząc dzwonek. Wstałam i podeszłam do drzwi. Bez namysłu otworzyłam je. W nich stała zapłakana Lu. Zanim cokolwiek powiedziała zdążyłam ją przytulić.
- Wejdź Luśka - powiedziałam i we dwie poszłyśmy do salonu.
- Co jest? - zapytałam siadając obok niej.
- To nie powinno się zdarzyć.
- Co nie powinno się zdarzyć?
- Violetta, oni mnie zabiją! - krzyknęła po czym jeszcze bardziej zaczęła płakać.
- Dlaczego?
- Jestem w ciąży z przypadkowym gościem! - tu moja przyjaciółka rozpłakała się na amen. Znowu ją przytuliłam.
- Lu, będzie dobrze. Mogę do nich zadzwonić, że jesteś chora i to poważnie, a twoi rodzice prosili bym się tobą zajęła.
- Zrobisz to dla mnie?
- Czego się nie robi dla najlepszej przyjaciółki.
- Dzięki Vils - wstałam z kanapy i wyjęłam telefon z kieszeni. Wybrałam numer szefa. Zadzwoniłam.
- Hernandez, słucham?
- Tutaj Violetta Castillo...
- A Castillo, co się stało?
- Bo Ludmiła poważnie zachorowała i potrzebuje stałej opieki, dlatego chciałam powiedzieć, że przez ok. najbliższy miesiąc będę się nią opiekowała.
- A nie ma ona od tego rodziny?
- Jej rodzice dzisiaj wieczorem wyjeżdżają do Europy, a jak każdy wie, Ludmiła jest jedynaczką.
- No dobra, niech będzie. Ale za miesiąc stawiasz się w pracy, czyli 4 maja.
- Dziękuję bardzo, do usłyszenia.

~Ludmiła~
Jak ja mogłam wpaść?! Tyle lat tam pracuję i nie umiałam się zabezpieczyć?! Jaka ja jestem głupia!
Z moich jakże genialnych przemyśleń wyrwała mnie Violetta, która weszła do salonu.
- I co? - zerwałam się z kanapy i podbiegłam do niej.
- Masz wolne, najlepiej jeżeli zamieszkasz przez ten czas u mnie, bo powiedziałam, że jesteś chora i będę się tobą opiekowała.
- Dzięki, dzięki, dzięki!!! - rzuciłam jej się na szyję. Jest moją najlepszą przyjaciółką i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć.
- Nie ma za co, a teraz ubieraj się jedziemy do ciebie po rzeczy - powiedziała, zaczęłyśmy się szykować i wyszłyśmy.
- Viola, masz  tu kluczyki od mojego auta, będziesz prowadziła.
- Lu, bo ja nie mam prawa jazdy.
- Ouu, no dobra. To ja poprowadzę - podeszłyśmy do mojego smarta i pojechałyśmy do mnie. Gdy już podjechałyśmy wyłączyłam silnik i wyjęłam klucze ze stacyjki. Otworzyłam drzwiczki, a przed drzwiami od domu stał...
~~~~~~~~~~~~
Czeeeść!!!
Po pierwsze bardzo przepraszam, że rozdział nie pojawił się wcześniej, ale zatrzymały mnie sprawy rodzinne, szkoła, itp, itd.
Co do rozdziału. Krótki, no niestety. Znowu przepraszam.
Mam nadzieję, że Cukierkoffa wie kto stał przed drzwiami Lu, a jeżeli nie to niech napisze ;)

Chyba tyle... No ten... Do następnego ;*
~ Lauren

czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 4 "Struga krwi."





- Leon! Możesz już wyjść wariacie ! 
Wybucham śmiechem, kiedy ten niezdarnie wygramala się z mojej szafy.
Unoszę pytająco brew.
- Yyy - drapie się nerwowo po karku, na co ja śmieje się jeszcze bardziej.
Na prawdę? Dorosły mężczyzna chowa się w szafie? 
- Zejdź na dół, zaraz przyjdę tylko się ubiorę - wypycham go za drzwi mojej sypialni. Przygryzam delikatnie wargę. On jest inny niż zwykli faceci, jest taki ... Taki... Stop!!! Co ja robię?! Szczerze się jak głupi do sera. Co on ze mną robi? Czy ja się w nim... Nie. Ja nie potrafię kochać. I tego się trzymajmy. Jestem pieprzoną dziwką, której nikt nigdy nie pokocha.
Pozbywam się ubrań i wchodzę do kabiny prysznicowej. Umyta opatulam swoje ciało puchatym ręcznikiem. Nie chcę na siebie patrzeć. Wręcz się brzydzę. Zakładam na siebie czystą bieliznę i stary obwisły, czarny sweter i opięte  getry.  Włosy suszę suszarką i zostawiam je rozpuszczone. To właśnie ja. Nie lubię się stroić. Kocham chodzić w za dużych puchatych swetrach, niekiedy dziurawych, które spadają mi z ramion. Nie robię makijażu. Po co?
Nic nie sprawi, że poczuję się lepiej.
Kilka łez spływa po moich policzkach. Jestem ostatnią idiotką. Dlaczego dałam się wciągnąc w to wszystko? Trzęsącymi rękami sięgam po żyletkę. Kilka cięć sprawia, że czuję się lepiej.struga krwi leje się po moich rękach. Towarzyszą jej moje łzy. Nagle drzwi mojej sypialni otwierają się a w nich staje Leon. Natychmiast odbiera mi ostry przedmiot, który tak mi pomaga.  Nic nie mówi. Mocno przytula mnie do siebie, a z moich oczu ciecze coraz więcej łez.
- Nie rób tego, proszę. Nie krzywdź się. Zrób to dla mnie, wiem, że to trudne, ale dasz radę..- chwyta mnie za ramiona i patrzy mi prosto w oczy.
- Co ty możesz wiedzieć - prycham.- Nie jesteś kimś takim jak ja. Masz normalną rodzinę. Nie musisz pieprzyć się z obleśnymi facetami, tylko po to, żeby mieć z czego żyć. - czuję coraz więcej łez.
- Violu, zrywam naszą umowę, wiem, że nie znamy się długo, ale chcę być przy tobie, wspierać Cię i pomóc Ci wyjść z tego gówna .
- Nie, Leon. To moje życie. - kłamię mu w żywe oczy. Potrzebuję przyjaciela. Mocnego wsparcia. Ale... Nie chcę mu psuć życia.
- Nie. To jest moja decyzja czy ci się to podoba czy nie.
- Dziękuję - wtulam się w jego tors.
Odrywam się od niego i posyłam mu blady uśmiech.  - Przepraszam, zabrudziłam Ci całą koszulę
- Nic się nie stało, nie przejmuj się.  Chodź, opatrzę to - przygląda się mojemu, wciąż krwawiącemu nadgarstkowi.

~ Miesiąc później ~

Budzi mnie dzwonek do drzwi. Niechętnie wstaję z łóżka i ruszam do drzwi. Otwieram je i widzę nikogo innego, jak Leona.
- Dzień doberek - wchodzi do środka i kieruje się do kuchni. Wleczę się za nim, niczym mumia. Nie jestem wyspana. Wczoraj do późnej nocy oglądaliśmy filmy. Leon przychodzi do mnie co dzień. Każdego dnia jest ze mną i mi pomaga. Kocham go. Jak przyjaciela. Nikt nie działa na mnie tak jak on. Dzięki niemu, na mojej twarzy cały czas gości uśmiech. Jest bardzo kochany i opiekuńczy. Cieszę się, że go poznałam. Od miesiąca nie chodzę do pracy. Mam urlop. Chcę to wszystko rzucić. Zapomnieć o tym, ale to cały czas do mnie powraca i boje się, że nigdy nie pozbęde się bagażu przeszłości.
- Violetta - z transu wyrywa mnie dłoń Leona, którą macha mi przed oczami.
- Co? - otrząsam się szybko. Chyba go nie słuchałam...
- Mówię do Ciebie od -  spogląda szybko na zegarek, na jego lewej ręce - 19 minut i 36 sekund, a ty wogóle nie słuchasz - niebezpiecznie szybko zbliża się do mojej twarzy.
- Ja przecież słucham. - mrużę oczy.
- Tak? To o czym mówiłem - nie przerywa kontaktu wzrokowego między nami.
- No przecież ooo - przeciągam ostatnią literę. - poddaje się. Nie słuchałam Cię. - wzruszam ramionami.
- O czym tak myślałaś - powraca do poprzedniej czynności, czyli mieszania jajek na patelni.
- O niczym ważnym - szarpię rękaw. Zawsze tak robię gdy się denerwuję.
-  Powiedz - nalega
- Daj spokój. Babskie sprawy. - na wszytskich facetów temat ' babskie sprawy' działa jak płachta na byka.
- Masz okres? Piersi Cię bolą? -  Ale Leon to wyjątek...
-  Leon, ty nie masz czegoś takiego jak wyczucie taktu? - podnoszę pytająco brew.
- No co.. Jesteś moją przyjaciółką... Wiem o Tobie wszytsko.
- Ale to nie znaczy, że masz grzebać mi w majtkach... Ale tak, mam okres.
- Wiedziałem! -Kręce tylko głową i wychodzę z kuchni. Drogę zagradza mi Leon.
- A buzi? A przytulas? - wskazuje na swój policzek. Wznoszę się na palcach, zakładam ręce na kark chłopaka  i słodko całuję go w policzek.
- I to lubię - mruczy wprost w moje włosy. Też to lubię, wręcz kocham. Co dzień składamy sobie kilka słodkich całusków. Te małe czynności sprawiają, że człowiek czuje się lepiej.
Po skorzystaniu z porannej toalety, schodzę na dół. W salonie unosi się cudowny zapach. To Leon coś ugotował. On jest cudowny. Niezapomnieliśmy o naszej umowie. Czasem tylko uprawiamy sex. Nic więcej. Jesteśmy najllepszymi przyjaciółmi.
- Co dobrego dziś na śniadanie? - zajmuje miejsce przy wyspie kuchennej na wysokim siedzeniu, zaraz obok Leona.
- Jajka na bekonie, sałatka i šwieżo wyciskany sok pomarańczowy. - uśmiecha się, co ja odwzajemniam. Ukradkiem spogląda na moje nadgarstki.
- Znowu to zrobiłaś - łapie moje obandażowane ręce. W jego oczach mogę dostrzec smutek, żal. Obiecałam, że nie zrobię tego więcej. Cały czas go ranię.
- Przepraszam, Leon... - łzy kreślą dróżki po moich policzkach.
Chłopak ściera słoną wodę z moich policzków. Mocno mnie do siebie przytula. Ciepło bijące od niego natychmiast mnie uspakaja. Odrywam się od niego i spoglądam mu w oczy. Szatyn obcałowywuje moje poranione ręce.
- Obiecaj mi, że już nigdy więcej się nie zranisz. Violu, kiedy ranisz siebie to tak jakbyś raniła mnie. Nie rób tego nigdy więcej proszę. - w jego oczach również zbierają się łzy.
-Obiecuję- szepcze cicho. Chłopak zamyka przestrzeń między nami w namiętnym pocałunku. Zdaje się na instynkt i pogłębiam go. Po chwili uświadamiam sobie, co ja wyprawiam. Tylko go ranię, a obiecałam tego  nie robić.
- Przestań - odpycham go lekko. - to nie powinno się wydarzyć - próbuję szybko wyjść z kuchni, ale uniemożliwiają mi to ręce Leona, znjadujące się na moim nadgarstku.
- Violetta... Ten pocałunek... To co dzieje się między nami dla mnie znaczy coś więcej. Kocham Cię.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Macie rozdział ! Violka się tnie. Lajon wyznaje jej miłość. Co jakiś czas uprawiają sex jako przyjaciele... No nic specjalnego xd
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Zawaliłam na całej lini, ale wybaczycie? Byłam chora :/
I jestem. Co by tu jeszcze więcej napisać... Chyba tyle, żebyście komentowali!!!
I przepraszam, za błędy! Do następnego!
// Cukierkoffa <3



sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 3 "Szykuj się na zabawę życia"

~Violetta~
Po bardzo upojnej nocy, nie chcąc budzić mojego towarzysza powoli wstałam i pozbierałam moje ubrania. Weszłam do  łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w tamte ubrania. Szybko wyszłam z pomieszczenia. Leona już nie było w łóżku. Myślałam, że wyjdę niezauważona. Ale niestety...
Schodząc na dół poczułam całkiem przyjemny zapach dobiegający z kuchni. Na palcach biegnę do drzwi, ale zatrzymuje mnie męski głos :
- Ładnie to tak bez pożegnania? - Cholerka! Odwracam się powoli. Uśmiecham się nerwowo. Ma ręce założone na klatkę piersiową. Co mam powiedzieć?
- Chodź, zjesz coś - chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę kuchni.
- Jja nie jestem głodna. Dziękuję - tylko na tyle mnie stać? Castillo wogóle nie umiesz kłamać...
- Musisz coś zjeść. Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia - z niesamowitą zmysłowością w jego ruchach, podąża ku mnie. Kładzie mi pod nosem talerz z jajecznicą. Mmm pycha. Na sam widok cieknie ślinka. Czy on musi być taki idealny?
- Dziękuję - szepczę cicho. Czuję jak moje policzki nabierają koloru purpury. Spuszczam głowę zawstydzona całą sytuacją. Szatyn cicho śmieje się pod nosem.
- Smacznego - puszcza mi oczko. - nawzajem - lekko się uśmiecham

- Dziękuję, było naprawdę pyszne - staję obok drzwi
- Nie ma za co. To  czysta przyjemność jeść śniadanie w twoim towarzystwie - posyła mi swój szelmowski uśmiech. Jedną ręką opiera się o drzwi wejściowe jego domu. Wygląda naprawdę kusząco.
- Daj spokój - uczucie ciepła rozpływa się po moim ciele. - To... Do później - chcę pocałować jego policzek, ale niespodziewanie moje usta stykają się z jego. Chłopak pogłębia pocałunek. Odrywam się od niego. Czuję się niezręcznie.
 Co ja robię?!
- Pa! - rzucam na odchodne. Chyba zaraz spalę się ze wstydu. Posyłam mu jeszcze ostatnie spojrzenie. Nadal tam stoi i mi się przygląda. Uśmiecham się delikatnie, a on znika za drzwiami.
- Auuu - pocieram czoło, próbując złagodzić ból. Brawo! Jak można wejść na środku chodnika w znak? Wogóle kto go tutaj postawił! Przewracam oczami i kieruję się do mojego mieszkania.

Rozsiadam się wygodnie na moim łóżku. Sięgam po pilota, którym włączam telewizor. Skaczę z kanału na kanał z nadzieją, że znajdę coś wartego uwagi.
- Już - wrzeszczę słysząc dzwonek do drzwi. Wstaję, po czym kieruję się do salonu, a następnie do korytarza. Ledwo co chwytam za klamkę, a do pomieszczenia wbiega Lu, niczym tornado. - Hej i jak było? - blondynka siada na kanapie znajdującej się w salonie. Zajmuję miejsce nieco dalej od niej.
-  Normalnie - kłamię. Dziewczyna unosi do góry brew. - Violu nie umiesz kłamać... - zakłada ręce na piersi.
- Dobra. Było wspaniale. - ruszam zabawnie brwiami. - Oj Lu mówię Ci, gdybyś ty go widziała bez tej koszulki w rozwalonych włosach.... Aaaa - rozmarzyłam się.
- Już to sobie wyobrażam. Po prostu nie robilibyśmy nic innego jak seks - moja przyjaciółka cicho chichocze. Idę w jej ślady.
- Zapomnij, jest mój - grożę zabawnie palcem.
- Spokojnie Viola. Nie jest do końca w moim typie. - sięga ręką po czekoladowe ciasteczko. Wyjada krem, a potem zjada kruchą część ciastka. To już nasz zwyczaj. Każda tak robi.
- Lu... On dziwnie na mnie działa. Nigdy nie czułam się tak przy facecie. Żaden do tej pory mnie nie onieśmielał, a zanim jest inaczej. Przy nim robię się czerwona, jąkam się... - wyliczam na palcach
- A może ty się w nim...- dziewczyna mruży podejrzliwie oczy.
- Nie! Nie! Nie! Wykluczone Ludmiła! Ja się nie bawię w żadne związki. Ja nie kocham.
- Viola - przybliżyła się do mnie i położyła swoją dłoń na moim kolanie - nie idzie "nie kochać". Pamiętasz Alexa z gimnazjum? Mówiłaś, że tak go kochasz...
- To było dawno Lu! Ja się zmieniłam.
- Niby na co?
- Na gorsze.
- Gdybyś się zmieniła na gorszą to, po pierwsze nie przyjaźniłybyśmy się już, a po drugie dawno byś już skończyła na kolanach w domu naszego szefa robiąc mu loda.
- A może ty masz rację - zamyśliłam się chwilę.
- Jasne, że mam. Każdy kto cię zna by ci to powiedział.
- A może na poprawę humoru pójdziemy na małe zakupy?
- Jasne!!! - cała Ludmiła Ferro. Jest kochającą zakupy nienormalną dziewczyną. Wstałyśmy z kanapy, wzięłyśmy torebki i wyszłyśmy, zakluczając drzwi za sobą.


Po dwóch godzinach niesamowitych zakupów, wygłupów w przebieralniach, poszłyśmy do najbliższej kawiarni. Usiadłyśmy na miejscach na dworze. Po chwili przyszedł kelner. Jego twarz wydawała mi się jakaś znajoma. Spojrzałam na kartkę z imieniem.
- Alex - wyszeptałam.
- W czym mogę pomóc? - zapytał.
- Czy my się skądś nie znamy? - zapytała jakże przewspaniała Ludmiła.
- Lu przestań -powiedziałam.
- Ludmiła Ferro? - zapytał się blondyn.
- Tak, a ty to Alex Sprouse?
- Tak, kope lat!
- Nooo, z 6-7 - oni rozmawiali dalej, a ja wzięłam telefon i zobaczyłam, że mam nieprzeczytaną wiadomość. Bez chwili namysłu otworzyłam ją.
"Witaj ślicznotko!
Bawiłem się fantastycznie, nigdy czegoś takiego nie czułem.
L.V."

~Leon~
Tak, wysłałem jej tą wiadomość. Nie wiem co się ze mną dzieje, ale na pewno się nie zakochałem, to po prostu zauroczenie. Tak, to tylko zauroczenie.
Ubrany w szary garnitur wyszedłem z domu. Wsiadłem do mojego auta i pojechałem do tego samego klubu co wczoraj z nadzieją, że znów spotkam cudowną szatynkę. Droga nie zajęła mi dużo, miałem zaledwie pół godziny jazdy. Gdy byłem już pod budynkiem wysiadłem i zakluczyłem auto. Usiadłem przy jednym ze stolików i czekałem aż będzie kolejna zmiana, na tą z Violettą. Tym razem mam ochotę na jakiś taniec w pokoju V.I.P.
Siedząc tak samemu podchodziły do mnie jakieś laski. Przyglądałem się uważnie każdej z nich. Żadna nie dorównywała Violi. Gdy już wybiła odpowiednia godzina tamte dziewczyny wyszły, a weszły te co wczoraj tylko brakowało jednej. Zawołałem do siebie jedną blondynkę.
- Cześć, masz na coś ochotę? - zapytała, a ja pokazałam miejsce obok mnie. Usiadła i czekała aż coś powiem.
- Wiesz może czy jest Violetta Castillo?
- A to ty jesteś ten co ją wczoraj wyrwał. Dzisiaj ma wolne.
- A kiedy wróci do pracy?
- Za tydzień.
- A podałabyś mi jej adres?
- Jasne. Masz długopis i kartkę?
- Tu masz - podałem jej notatnik i długopis, a ona zapisała mi numer cudnej sztynki.
- To jej adres, ale jak będzie pytała skąd wiesz gdzie mieszka to nie ode mnie.
- Ma się rozumieć. Tu masz mały napiwek - wyjąłem z kieszeni złożony banknot i dałem jej go.
- Dzięki - po tych słowach blondynka odeszła, a ja po niej. Wyszedłem i znów wsiadłem do samochodu. Spojrzałem na kartkę i uświadomiłem sobie, że to jest całkiem niedaleko. Jak najszybciej pojechałem w tamto miejsce.
Gdy już byłem na miejscu, wysiadłem i zadzwoniłem do drzwi. Po chwili otworzyła mi.
- Leon?
- Cześć Violetta, mogę wejść?
- Jasne, wchodź - weszliśmy do środka i usiedliśmy w salonie - co cię do mnie sprowadza?
- Nie było cię dzisiaj w pracy, martwiłem się.
- Mam wolne przez najbliższy tydzień.
- Dlaczego?
- Okres...
- Rozumiem. Ale tydzień?
- Caluteńki tydzień.
- A możesz cokolwiek robić?
- Tak.
- Co na przykład?
- No mogę ci zrobić loda, striptiz do bielizny i tak dalej, byle by nie pozbyć się dolnej części bielizny.
- Rozumiem, to poproszę taki taniec na stole i taki striptizik razem.
- Dobra, ale pozasłaniaj rolety, a ja zaraz wracam - pokiwałem głową i wstałem. Zasłoniłem wszystkie rolety w salonie. Usiadłem spowrotem na moje poprzednie miejsce i czekałem. Chwilę potem na stole stała szatynka.
- No to szykuj się na zabawę życia - wyszeptała z nutką erotyzmu. Siedziałem grzecznie i ją obserwowałem. Miała na sobie czarny gorset, wysokie szpilki i rozpuszczone włosy. Zaczęła tańczyć. Nikt jej nie dorówna. Nikt. Powoli zeszła ze stołu i usiadła na mnie okrakiem. Zdjęła moją marynarkę i zabierała się za odpinanie guzików od koszuli, ale przerwał nam to dzwonek do drzwi. Ona niechętnie wstała i zarzuciła na siebie szlafrok. Ja za to zabrałem swoje manele (w tym buty) i schowałem się w sypialni Violetty, a tak konkretnie to w szafie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
Rozdział trzeci za nami.
Jest dłuższy od mojego poprzedniego. 
(przynajmniej mam taką nadzieję)

Woooow, zdążyłam napisać jaszcze w sobotę xD
Miłego weekendu życzę
Lauren Brooks

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 2 "Czerwony pokój".

Czytasz? Zostaw po sobie ślad! To nas motywuje!




~ Violetta ~
Bicz po raz kolejny zostawił bolesny, czerwony ślad na skórze tego mężczyzny, którego imienia jeszcze nie poznałam. Końcówką małego patyka do tortur, zsunęłam jego bokserki. Moim oczom ukazał ogromny członek. W mojej całej karierze, nie spotkałam  się jeszcze z tak ogromnym penisem. Jego ręce przykułam do ramy łóżka znajdującego się w " Czerwonym pokoju ".
- Teraz ostro się zabawimy Panie...
- Leon

Moje ciało wyginało się w rytm muzyki, a części rozbudowanej bielizny kolejno lądowały na podłodze. Widziałam jego podniecenie. Zostałam już tylko w kusych stringach oraz w staniku, który stanowił część kompletu. Podeszłam do niego i uwolniłam jego ręce z uścisku tych metalowych bransolet.
- Pieprz mnie - wymruczałam
Rzucił się na mnie niczym zwierze na mięso. Rozszarpał moją bieliznę i zaczął pieścić moje piersi. Dokładnie lizał i ssał każdy sutek. Jeszcze nigdy nie było mi tak przyjemnie podczas pracy. Przejęłam kontrolę. Przygryzałam główkę tego ogromnego członka. Powoli wepchnęłam go do buzi. Chłopak nie wytrzymał, spuścił się we mnie. Połknęłam jego spermę i oblizałam usta ze smakiem. Sięgnęłam po bicz, po czym zadałam mu kilka mocnych uderzeń. Smyrałam go po całym ciele aż  w końcu dotarłam do podbródka. Podniosłam jego głowę po czym rozkazałam :
- Kładź się !
Wyjęłam prezerwatywę i mu założyłam. Wbiłam się na jego członka. Złapał mnie za biodra. Bardzo mocno i szybko się poruszałam. Było cudownie. Nigdy dotąd nie uprawiałam takiego sexu. On jest genialny.

~ 5 godzin  później~
 - Była pani genialna panno ... - unosi jedną brew ku górze.
- Violetto - dokończam. Ja ? To on jest bogiem sexu. Nigdy nie przeżyłam takiej ekstazy, tym bardziej z klientem. Mam ochotę na więcej tu i teraz. Chce żeby mnie tak pieprzył, aż się posikam.
- proszę - wciska mi pieniądze między biust, a koronkę.
- Dziękuję. Pan również niczego sobie, a nawet lepiej - oblizuję wargi ze smakiem
- Leon - upraszcza -  Chcę mieć Cię na wyłączność  - uśmiecha się szelmowsko.
Bierz mnie tu i teraz! Kiedy chcesz! O każdej porze dnia i nocy! Zerżnij mi dupę w tej chwili!
- Dobrze - muszę zachować powagę. Nie mogę pokazać że mi zależy. - Ile za jeden raz?
- Tysiąc - otwieram oczy ze zdziwienia. Za jeden raz?
- Widzę, że ci zaimponowałam kochanie - szarpie koniec jego koszulki
- Kochanie, mam ochotę spędzić resztę swojego życia z tobą w łóżku. Napaliłem się na cb i to ostro. Chcę zatopić mojego fiuta w tobie bez końca. Przywarł mnie do ściany.
- To na co czekasz
Nasze ubrania znów lądują na ziemi. Wskakuje na jego biodra.
 -Bierz mnie na ścianie - przygryzam jego żuchwę.
Oplata swoje ręce mocniej po czym szybko się we mnie wbija. Jęcze z rozkoszy. Postanawiam poczuć smak jego ust. Bez namysłu całuję go. Nasze języki walczą o dominacje, a on coraz szybciej porusza się we mnie.
- aaaaa mocniej!!! - wbijam pazury w jego skórę. Chyba zapomniałam kto tutaj kogo miał zaspakajać. Tym razem on mnie całuję. Potok śliny przepływa to do moich to do jego ust. Obydwoje doszliśmy już dawno temu, ale to nie koniec naszych zabaw.
- zerżne Cię tak że nie będziesz mogła usiąść - przenosimy się na biurko. Kładzie mnie, a następnie odwraca.
- pieprz nie gadaj  - krzyczę podekscytowana, o tak. On jest bogiem sexu. Wchodzi w mój tyłek.
- aooooooooo - dysze. Wypinam się jeszcze bardziej jego członek, wchodzi i wychodzi z mojego tyłka. Odwracam się. Siadam na skraju biurka.
- Panie Leonie,  ależ pan jest nie poprawny- mruczę w jego usta.
-  A co mam robić przy takiej kobiecie.
Zeskakuję z biurka. Klękam przed nim i biorę jego członka do ust. Mmmmm co za smak. Podnosi mnie. Niebezpiecznie szybko we mnie wchodzi. Całuję jego usta, wplątując swoje dłonie w jego aksamitne włosy. Czuję, że nie tylko on będzie korzystał z naszej umowy.


~ 30 minut później ~
- Tak jak się umawialiśmy. Od teraz jesteś moja. Tylko moja zakłada ręce na piersi.
- Musisz to uzgodnić z moim szefem, najlepiej byłoby gdybym brała zmiany od osiemnastej do dwudziestej. Od dwudziestej byłabym tylko i wyłącznie twoja. Oczywiście podczas miesiączki tylko anal. Sprzęt organizuję ja, a ty miejsce. - muszę być profestjonalistką. Nie mogę dać po sobie poznać, że zależy mi na tym sexie bardziej, niż na czym kolwiek w życiu. Takiej szansy nie wolno zmarnować.
- I jeszcze jedno. Łączy nas tylko sex. Mam rozumieć, że wyłączność działa w obie strony? - ostatnie zdanie nie jest zgodne z umową, ale nie zamierzam się z nikim dzielić takim facetem.
- Tak- kiwa głową. - Będziemy się spotykać  u mnie w domu. Będziesz miała oddzielny pokój na swój sprzęt. - bierze do ręki karteczkę i coś na niej bazgrze - Codziennie od dwudziestej widzę cię pod tym adresem - podaje mi kawałek papieru.
- Jasne - zginam karteczkę i wsadzam sobie w dekolt - Szefa zapytaj o Violettę Castillo. Do zobaczenia - ściskam jego męskość przez materiał spodni  i puszczam do niego oczko. Szykuje się niezła zabawa. Dzień w dzień z nim. Orgazmy wrzechczasów, przeżywane z nim w jednym łóżku. Jestem w niebie. Przynajmniej będzie tylko on. Nie będę czuła się jak ostatnia zdzira. Może. Zarobię na studia i wreszcie z tym skończę. Chcę wyjść na prosto. Nie dosyć, że będę codzień sypiała z miliarderem, to jeszcze mi za to płacą i to sporo, a do tego będę zarabiała w klubie, jako kelnerka. Ciesze się. Skończę z tym raz na zawsze!

~ Camila ~
- Masz fajkę? Zawsze palę po seksie - poprawiam swoją bieliznę. Brodway - mój klient wyciąga wyrób tytoniowy po czym go podpala i wsadza mi do ust. Zaciągam się. Kocham ten smak.
 - Jak się nazywasz? Liczę na więcej - czarnoskóry mężczyzna przygniata mnie do ściany. Jego męskość wbija mi się w biodro. Odpowiednią sumę wkłada mi za gumkę od stringów.
- Camila. - pucham na niego dymem. - Wpadaj częściej skarbie - beznamiętnie rzucam po czym wychodzę, zmysłowo kręcąc tyłkiem.

- Nareszcie - włoszka opada na krzesło. Ścierka znajdująca się do tej pory w jej dłoni zostaje przewieszona przez oparcie kolejnego krzesła stojącego obok. Dziewczyna wyciąga się na siedzeniu jak najbardziej może. Nie dziwię jej się. Miała dzisiaj z mianę za barem. Tam jest o wiele ciężej niż na rurach czy w " Czerwonym pokoju", ale przynajmniej nie bzykasz się z przypadkowymi gośćmi.
- Dziewczyny, od dzisiaj będę tutaj bywała tylko za barem od 18 do 20 - Violetta zakłada na nogę.
-  Co? Dlaczego? -Ludmiła poprawia swój gorset.
Ściągam brwi. Wszystkie przyglądamy jej się z zaciekawieniem.
- Poznałam gościa...
- Uuuuuu - uśmiechamy się znacząco w jej stronę.
- Dajcie mi dokończyć. Poznałam gościa i po naszej przygodzie zaproponował mi wyłączność. Normalnie bym się nie zgodziła, ale jak on pieprzy po prostu niebo. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego, poza tym daje 1000 za jeden raz, więc będę mogła wreszcie się od tego uwolnić skończyć studia i wyjść na prostą. - kobieta kręci głową z obrzydzeniem. Rozumiem to. 
- Ale Ci się trafiło - Naty ciężko wzdycha. 
- Dobra, zbieramy się. Poczekajcie na nie przed klubem. Pozamykam wszystko. - uśmiecham się do nich. Zeskakuję z blatu, następnie kieruję się do kolejnych pomieszczeń i je zamykam. Wzdycham rozglądając się po głównej sali. Nie tak miało wyglądać moje życie - myślę.



- Następnego dnia, Violetta ~


Poprawiam swoje włosy, po czym naciskam guzik od dzwonka. Jeszcze raz przyglądam się domowi, czy raczej ogromnej Willi z basenem. Jedyne co nasuwa mi się na myśl to jedno, wielkie Wow! Ten facet mógł by z dziesięć razy kupić cały świat. Ciekawe czym się zajmuje? Powinnam o tym wiedzieć? I w tej właśnie chwili, piękne, zdobione drzwi otwierają się a wnich staje On w całej okazałości. Ubrany jest w spodnie od dresu oraz luźną białą koszulkę z wycięciem pod szyją, które ukazuję trochę jego idealnie wyrzeźbionej klaty. Włosy postawione do góry są w nieładzie co dodaje mu tylko chłopięcego uroku. Ja natomiast ubrana jestem w tę sukienkę, czarne zwykłe balerinki oraz małą czarną torebeczkę.




Cały sprzęt mieści się w małej walizeczce, która stoi tuż obok mnie.
- Hej- chłopak otwiera szerzej drzwi, tym samym wpuszczając mnie do środka.
- Hej - odpowiadam lekko się uśmiechając. Jestem nim onieśmielona. Nikt do tej pory nie wywierał na mnie takiej presji.  ~ Violetta, to tylko kolejny facet z którym musisz się bzykać, nie angażuj się! ~ moja podświadomość natychmiast mnie karci. 
- Gdzie mogę to...
- Drugie piętro, pierwsze drzwi od lewej - szatyn nie pozwala mi dokończyć.
Otwieram powoli drzwi. Co tam na mnie czeka? Ogromna sypialnia z gigantycznym łóżkiem i kilkoma gadżetami do wiadomo czego. Mój ' sprzęt' wrzucam do jednej z szuflad ogromnej komody. Pokonuję ostatnie schodki, znów znajduję się na parterze. Siadam na końcu kanapy. Drugi koniec zajmuje ON. Nie wiem co mam robić. Rozglądam się po pomieszczeniu. ~ pięknie ~ przechodzi mi przez myśl. Pięknie?! Bosko, idealnie, cudownie... Ma najlepsze mieszkanie na świecie. Kątem oka spoglądam na niego. Bacznie mi się przygląda. To bardzo krempujące. Nie wiem na czym mam zawiesić swój wzrok, żeby uniknąć spotkania z jego oczami. 
- Przestań - w końcu nie wytrzymuję.
- Co? - marszczy brwi. Oh, naprawdę?
- Nie patrz się tak na mnie! Jestem brrudna czy ... - dokładnie oglądam swoją biała sukienkę.
- Nie, poprostu - spuszcza wzrok - jesteś cholernie pociągająca - oblizuje swoje malinowe wargi. Moje policzki natychmiast przybierają koloru purpury. 
Podchodzi do mnie. W jego ruchach jest coś... Coś niezwykłego, seksownego... Tego nie da się wytłumaczyć. 
Jego ręce wędrują na moją talię. Pod wpływem jego dotyku, po moim ciele przechodzi przyjemny dreszcz.
Oplatam swoje nogi wokół jego bioder. Łączy nasze usta w pocałunku. Delikatnie mnie trzymając zmierza do pokoju, w którym nie dawno byłam. 
Od samego progu niewinne całusy przeradzają się w coś bardziej ostrego.
 ~ 2 godziny później ~
Po dwu- godzinnych zabawach postanowiliśmy zrobić przerwę. Leże na jego torsie. Czuję się dziwnie. 
- Opowiedz mi coś o sobie. Wogóle się nie znamy, a wydajesz się być ciekawą osobą. - wypalam bez zastanowienia się.
- Nie... Wcale nie... Jestem normalnym dwudziestocztero latkiem, który osiągnął sukces jako architekt. Moja firma jest znana na całym świecie. Wszystko zawdzięczam mojemu, ojcu, który zawsze mnie wspierał, pomagał czy doradzał. Nikogo nie szukam. Mam wszystko oprócz jednego - prawdziwej miłości. Nigdy takowej nie zaznałem. I nie zamierzam. To przereklamowane.
A ty? - gładzi moje ramię.
- ja? - podnoszę pytająco brew - nie ma o czym mówić. Moja matka była dziwką, a mój ojciec jej kolejnym klientem. Nie interesują się mną. Miałam tylko dziadków. Byli wspaniali. Naprawdę ich kochałam. Ale zmarli. Ja nie miałam środków do utrzymania więc jestem tym kim jestem. Chciałam i dalej chcę skończyć studia. Chcę zostać kimś. Uwolnić się od tego. Najchętniej zrobiłabym to już teraz, ale moja umowa zobowiązuje mnie do takiej pracy jeszcze przez trzy lata. - kończę.
Chłopak przekręca głowę i całuje moje rozgrzane wargi. Oddaję pocałunek. Leży nade mną. Jedną dłonią podtrzymuję mój kark, a drugą masuje udo. Swoje dłonie wplatam w jego miękkie włosy. Szykuję się piękna noc.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A witam, witam! Ale dzisiaj piękny dzień! U mnie tak świeciło słońce że aż się opaliłam... 
Rozdział, taki sobie. Ocenę zostawiam wam!
Macie Fiolkę, która przyszła do Leona. Wywiązuje się z umowy...
Wogóle to wy nie wiecie gdzie to się dzieje, otóż rzecz dzieje się  w nowym Yorku. 
Notka dzisiaj krótka... Nie mam weny!
Przepraszam za błędy i ten rozdział jest wyjątkowo zboczony, ale następne będą normalne ;)
Do zobaczenia !
//Cukierkoffa <3






piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 1 "Go Go"

~Violetta~
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałam, ubrałam na siebie szlafrok, kapcie i pobiegłam do drzwi. Gdy je otworzyłam stały w nich moje przyjaciółki. Zawsze po mnie przychodzą, a potem razem idziemy do "pracy".
- Hej Vils - powiedziała Lu.
- Hej dziewczyny - odpowiedziałam, po czym odwróciłam się i poszłam do siebie by się ubrać. Stanęłam przed szafą i chwilę patrzyłam co wziąć. W końcu wybrałam to:


 Po moim wczorajszym kliencie nigdzie bym się nie ruszała.
Jeżeli się zastanawiacie, gdzie wszystkie pracujemy to już mówię. Jest nim jednym z największych klubów w NY "Go Go". Nie mamy innego wyjścia. Jeszcze 3 lata i po umowie. Mamy zamiar się z tąd wyprowadzić.

Gotowa zeszłam na dół, a moje przyjaciółki właśnie jadły śniadanie. Obok Naty stał talerz dla mnie. Przysiadłam się do nich.
- Smacznego - powiedziałam trochę od niechcenia.
- Viola, co jest?
- Ugh... Po wczoraj nie mam na nic ochoty.
- Uuuu.
- Dobra dziewczyny, idziemy?
- Jasne - po słowach Fran zaczęłyśmy się zbierać. Gdy wyszłyśmy zakluczyłam drzwi i poszłyśmy.

Przed klubem przywitałyśmy się z ochroniarzem i weszłyśmy wejściem dla personelu. Po drodze do garderoby spotkałyśmy naszego szefa. Powiedział, że wypłata będzie tym razem szybciej i nawet większa, bo w końcu pracujemy tu już dobre 2 lata. Podziękowałyśmy mu i poszłyśmy dalej. Gdy byłyśmy na miejscu nie mogłyśmy powstrzymać radości. Przynajmniej jedna dobra wiadomość dzisiaj. Szybko się ogarnęłyśmy i zaczęłyśmy się przebierać. Pech chciał, że dziś jest moja kolej na taniec na rurze. Ubrana w czerwony komplet i wysokie czarne szpilki wyszłam z pomieszczenia i poszłam do głównej sali. Tam weszłam na podest i zaczęłam tańczyć. Co chwilę czułam jakieś ręce na moim ciele. To było takie obrzydliwe! Nienawidzę tej roboty. Poczułam jak ktoś zdejmuje moją dolną część bielizny, a w stanik wkłada pieniądze. Ubrałam moje majtki i podeszłam do niego.
- Chodź się zabawić w ciekawszy sposób - szepnął mi do ucha jakiś w miarę młody chłopak, miał może ze 30 lat.
- Już się robi - chwyciłam go za krawat i szłam z nim do pokoi, które są przeznaczone do takich rzeczy.

~Francesca~
Chodzimy od stołu do stołu z dziewczynami i "wywijamy dupami".
- Ej dziewczyny, niech któraś zastąpi Castillo na rurze! - krzyknął barman. Spojrzałyśmy się po sobie i wskazałam, że ja pójdę. Camila zaprzeczyła i powiedziała, że ona pójdzie. Żadna nie zdążyła nic powiedzieć, bo ona już tam tańczyła. Co się z tą dziewczyną dzieje? Cały dzień się prawie do nas nie odzywa, a teraz jeszcze chętna poszła tańczyć na rurze. Jak kiedyś miała zastępować Natalię to powiedziała, że musi do toalety i niech ja albo Ludmi ją zastąpimy. To jest dziwne.
Spojrzałam się na nią. Tańczyła, a na jej twarzy kwitł wielki uśmiech. Będę musiała to później z dziewczynami...

~Camila~
Widziałam jak dziewczyny się na mnie spojrzały, ale co ja poradzę, że bardzo to lubię. Tak! Polubiłam to! Przynajmniej wtedy jestem w centrum uwagi płci przeciwnej. Bo właśnie wtedy podejdą i zaproponują to i owo, a nie my musimy latać od stolika do stolika.
Odwróciłam się twarzą do publiki i akurat spojrzałam w kierunku drzwi wejściowych, kiedy weszła grupka chłopaków. W oko wpadł mi afro amerykańczyk. Podeszłam do niego i zaczęłam koło niego tańczyć.
- Uuuuu, Brodway ma branie!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witamy!
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się spodobał. Miałam mały problem z napisaniem końcówki, ale jakoś poszło.

Rozdziały będą się pojawiać co sobotę, a dzisiaj tak wyjątkowo (miałam za mało czasu do napisania ;/). Następne będą już regularnie. Rozdział 2 napisze Cukierkoffa.

A tak wgl. to święta są/były (zależy kiedy czytacie xD), bo jest lany poniedziałek, godzina...22:51!
Nie lubię pisać długich życzeń, wiec krótko ode mnie.

Zdrowych, spokojnych, spędzony z rodziną świąt. Żeby każda bloggerka miała wenę, na pisanie rozdziałów, postów itp.
Życzy Lauren Brooks

środa, 1 kwietnia 2015

Prolog


Życie. Co to jest? Dla jednych zabawa, dla innych gra. Czym można to nazwać? Komedią? Dla pięknej szatynki był to horror od początku. Odkąd pamięta miała pod górkę, i jest przekonana że to nigdy nie ulegnie zmianie. Czy na pewno?


Jej rodzice, Maria oraz German Castillo nie byli takimi jakich by chciała. 17 - letnia matka, nie ma poczucia obowiązku, czy też instynktu macierzyńskiego. Kobieta, która zarabiała na życie, własnym ciałem nie chciała mieć dzieci. Więc Violettą zajmowała się wspaniała babcia, oraz równie świetny dziadek. Oni nie pochwalali zachiwania swojej córki, ale nie mieli większego wpływu na jej życie, nie mieli żadnego wpływu na jej życie. Ale kochali swoją wnuczkę, a ta miała najlepszą opiekę pod słońcem. Jej matka wyjechała kiedy dziewczynka miała 8 lat, od tamtej pory nienawidzi jej z całego serca. Gardzi nią i uważa że ona nie ma matki. Ojciec też się nią nie interwsował. Dla niego był to tylko pęknięty kondon nic więcej. Nie chciał mieć dzieci. Chciał tyljo 'dać zarobić' tej kobiecie, a przede wszytskim uzyskać przyjemność. Nie obchodiły go losy córki i nigdy jej nie poznał. Violetta szczerze go nienawidziła, tak samo jak matki i wstydziła się swoich rodziców. Zawsze chciała mieć kochającą mamę i równie wspaniałego tatę. Zawsze chciała zobczyć jak to jest dać kochanej mamusi, jakąś laurkę. Nigdy nie miała okazji, bo jej nigdy nie było.


Dzisiaj ta dziewczynka wcale nie jest już małą dziewczynką, jest 21 - letnią kobietą, która brzydzi się samej siebie. Dzidkowie zmarli a ona  nie mając środków na życie, poszła w slady matki. Zawsze chciała skończyć szkołę, pójść na studia architektoniczne, skończyc je z najwyzsza srednia, zostac architektem i zalozyc firme, ktora będzie jedną z najbardziej rozpoznawalnych na świecie. Plany musiały uledz zmianie. Skończyła liceum, nie miała środków do utrzymania, więc została panną spod latarni... Dziewczyna chce z tym jak najszybciej skończyć tak samo jak jej najbliższe przyjaciólki, ale kontrakt według, którego musi pracować w taki sposób jeszcze 3 lata, nie pozwala jej na to. Nie obnosi się z tym, że jest tym kim jest, wręcz przeciwnie. Wstydzi się tego. Ale nie pozostało jej nic innego. Jest przekonana że jej życie nigdy się nie odmieni, ale w tym momencie poznaje pewnego klienta. Wszystko zać sensu, a ona w końcu zdaje sobie zprawę z tego, że go kocha.





Leon- bo tak ma na imię ten chłopak jest rozwydrzonym dzieciakiem z bogatego domu, który wraz z kumplami szuka nowych doznań, jednak gdy poznaje uroczą szatynkę świat przybiera nowe barwy, a życie staje się lepsze. Zdaje sobie sprawę z tego że ją kocha i chce ją z tego wyciągnąć. Jak dalej potoczą się ich losy? Czy będzie dane im być razem? Co stanie im na przeszkodzie? Czy zdołają wywalczyć swoją
 miłość?

A to przyjaciółki Violetty :


Francesca

Camila:





Naty:






 Ludmiła:









A to przyjaciele Leona:

Diego :




Brodway:
    


Maxi:

Federico :





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
A więc witamy w ten jakże wietrzny wieczór! No i jest niespodzianka! Mam nadzieję że wam się spodoba! Mi średnio przypadł do gustu... A rozdział 1 będzie pisany przez Lauren Brooks - moją wspolniczkę.  Więc zapraszamy do lektury i komentowania! // Cukierkoffa <3