piątek, 8 kwietnia 2016

Rozdział 15 "I'm pregnant"

•Kilka lat później•

Drżącymi dłońmi trzymałam w ręce rzecz, która może odmienić moje życie już na zawsze. Niepewnie na nie spojrzałam. Wiedziałam. Wynik pozytywny.
- I co? - do łazienki wleciał León. Cały dzień chodzimy jak na szpilkach. Pół roku temu wzięliśmy ślub. Od tamtej pory planujemy mieć dziecko. Mamy już prawie 30 lat na karku i chcemy mieć rodzinę już teraz. Federico i Ludmiła mają słodkiego synka - Mike'a. Jest małą kopią blondynki.Tylko jego oczy świadczą o tym, że jego ojcem jest Fede.
- Jestem w ciąży! - rzuciłam się mojemu mężowi na szyję, a ten mnie objął. Złapał mnie pod tyłkiem jednocześnie podnosząc. Automatycznie oplotłam go w pasie nogami. Przytuliłam się do niego. Nie zauważyłam nawet, że zaczęłam płakać.
- Ej, kochanie. Nie płacz.
- León. To łzy szczęścia. Tak długo się staraliśmy. Lekarz mówił, że jest małe prawdopodobieństwo na to, że będziemy mieli potomstwo. Jestem bardzo szczęśliwa.
- Ja też misia, ja też.

•••
- Będziesz ciocią, Lu.
- Vils, ty też! 
- Michael będzie miał rodzeństwo wreście - upiłam łyk kawy z fliżanki i spojrzałam spowrotem na blondynkę.
- Ta ciąża jest głównie ze względu na niego i Federico. Mały ciągle mówi, że chce brata, z którym będzie mógł grać w piłkę, albo siostrę, którą będzie chronić przed wszystkim i wszystkimi. A Fede... On się uparł, że chce drugie dziecko i tyle.
- Mike jest taki mądry.
- Wiadomo w kogo się wdał - wypięła dumnie pierś do przodu, a do salonu wszedł jej synek.
- Mamo, kiedy obiad? - apetyt to on ma po tatusiu, ewidentnie.
- Niedługo, a teraz idź się bawić.
- Dobrze mamo - pocałował blondynkę w policzek i pobiegł w kierunku ogródka.
- To taaakie cute - pisnęłam, bo to taki słodki widok.
- Dobra, koniec tego dobrego. Trzeba obiad zacząć robić, bo Mike mi spokoju nie da - dziewczyna wstała i zaczęła zbierać naczynia ze szklanego stoliczka.
- Lu, może ci pomóc?
- Nie, dam radę.
- W takim razie jadę do domu, bo pewnie León też by już coś zjadł.
- To szerokiej drogi - pocałowała mnie w policzek i wyszłam z jej domu. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do domu.

Będąc na miejscu zamknęłam garaż, jak i bramę. Weszłam do domu, zdjęłam buty i weszłam w głąb mieszkania. 
- León, jestem! - krzyknęłam, a w trybie natychmiastowym obok mnie pojawił się mój mąż.
- No nareście! Mam dla ciebie małą niespodziankę, chodź - wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą złączyłam ze swoją. Poszedł ze mną na taras, który znajdował się na piętrze. Stał tam nakryty stolik, z dwoma krzesłami. Na tym stoliku były różne potrawy.
- Jejku, dziękuję - pocałowałam go w policzek, na co on się promiennie uśmiechnął. 
- Dla mojej żony wszystko - poprowadził mnie do stolika, odsunął mi krzesło, na którym usiadłam. Przysunął mnie i sam usiadł naprzeciwko. Obiad zjedliśmy w ciszy, co jakiś czas przerywanej przez Verdas'a, który rzucał jakimiś żartami. Po skończonym posiłku chciałam zacząć sprzątać, ale szatyn zabrał mi z rąk talerze.
- Później to posprzątam, a teraz czas na dalszy ciąg niespodzianek - ruszyliśmy w kierunku pokoju gościnnego, który znajduje się obok naszej sypialni. Gd stanęliśmy pod drzwiami, zmarszczyłam brwi, a León tylko się zaśmiał i bez słowa otworzył drzwi.
Zapewnie wyglądałam jak jakaś chora psychicznie, ale ten pokój przez biecały jeden dzień zmienił się o 180 stopni. Fioletowe ściany stały się białe z napisami robionymi markerem, wielkie czarno-białe łoże zniknęło, a w jego miejscu stanęła żółta komoda z owieczkami, pod oknem postawiono łóżeczko dla dziecka, w takim samym kolorze co komoda, z resztą każde meble tu były tego samego koloru z tym samym motywem owieczek. Wszystko! Fotelik do karmienia, chodzik, pudełko na zabawki, miejsce do przewijania, czy też nawet owieczka leżąca w łóżeczku.
- Tu jest pięknie León - przytuliłam się do buego, a po moich policzkach zaczęła lecieć słona ciecz.
- Dla Was zrobię wszystko.

•••
Hejo!
I'm so sorry!
Nie miałam w planach tak długiej przerwy, na prawdę!

Ale wracając do tego gówna wyżej. 
Jak myślicie? Jak długo będzie tak wesoło? ^^ Ja Wam nie powiem... Dobra, jednak dam Wam podpowiedź co w którymś z najbliższych rozdziałów się wydarzy xD

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 14 "Shopping time"

Dziękuję osobom, które napisały mi kilka miłych słów i teraz piszę ten rozdział <3
Ten rozdział jest dedykowany właśnie Wam :*


- Violka, idziemy na zakupy? No wiesz. W końcu wypadałoby polatać po tutejszych galeriach - do mojego i Leóna pokoju wpadła Lu. Byłam w nim sama, ponieważ mój ukochany siedział z Federico w salonie i zapewne oglądają mecz.
- W sumie to czemu nie. Jestem za! Daj mi tylko trochę czasu, chcę się zrobić na bóstwo - zaczęłam mówić bardzo wysokim głosem co u Ludmiły wywołało napad śmiechu. Wyszła z sypialni, a ja podeszłam do szafy z której wyjęłam ten zestaw. Poszłam do łazienki gdzie wykonałam wszystkie czynności, które musiałam zrobić.
Gotowa wyszłam z mojej i Leóna łazienki, przechodząc przez sypialnię, poszłam do salonu.
- To idziemy? - zapytałam siadając na oparciu sofy. Luśka spojrzała na mnie z wielkim bananem na twarzy. Ta ciąża jej służy. Jest o niebo radośniejsza.
- Jasne, chodźmy - pociągnęła mnie do drzwi - chłopaki wychodzimy na zakupy!

Weszłyśmy do wielkiej galerii handlowej.
- Victoria's Secret? - zapytałyśmy w tym samym czasie, po czym się zaśmiałyśmy. Nasze śmiechy przerwał mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz - Camila. Chciałam odrzucić, ale moje przeczucie mówiło, że to coś ważnego.
- Halo? - powiedziałam chłodno do słuchawki. Po co mam być miła skoro ona sama się na mnie wypięła.
- Violetta, cześć tu Camila Tores.
- No, i co chcesz? Po ponad miesiącu dopiero do mnie się odzywasz.
- Viola, ja chciałam pogadać. No wiesz... Jak kiedyś, ale gdy do ciebie dzwoniłam nie odbierałaś. Poszłam do ciebie. Właściciel mówił, że się wyprowadziłaś ponad miesiąc temu.
- I??? Wiesz co. Jestem zajęta. Zadzwoń kiedy indziej - rozłączyłam się. Ne będę z nią rozmawiać. Byłyśmy w NY, olała nas, teraz nas nie ma - olewa nas. No teraz dopiero zadzwoniła.
- Kto to był? - blondynka stała koło mnie i się mi przeglądała.
- Camila- mruknęłam, po czym zaczęłam iść kierunku sklepu z bielizną.
- Co chciała?
- A co mnie to obchodzi... Proszę, nie chcę o tym gadać.
- Ok.
Weszłyśmy do wcześniej wymienionego sklepu i zaczęłyśmy latać między regałami. Ustaliłyśmy, że szukamy czegoś dla mnie bo Lu na razie się nie przydadzą.

- Luśka! Mam dość, idę do kawiarni. Jak ty chcesz to idź, znajdziesz mnie w Starbucksie.
- Oj, dobra. Idziemy już do domu - powiedziała i ziewnęła. Zaczęłyśmy kierować się w kierunku wyjścia, ale moja towarzyszka przykleiła się do szyby sklepu Chanel. Wywróciłam teatralnie oczami i pociągnęłam blondynkę do drzwi. Ta się zaczęła stawiać. Ta scena musiała wyglądać przekomicznie, ale co ja mogę za jej zachowanie? No właśnie, nic.

~*~*~
I know, I know....
Krótki, późno i wgl...
Rozdziały będą rzadko i krótkie więc się nie dziwcie.

Dobranoc?

niedziela, 13 września 2015

Przemyślenia... ~Lauren



Cześć wszystkim.
Nie wiem, czy ktoś to jeszcze przeczyta, ale może jednak.

Zastanawiam się... czy nie usunąć tego bloga.
Do tej pory pisałam tu z Cukierkoffą, ale teraz to już nie to samo.
Dziwnie byłoby go pisać samej.

Ugh... Nie umiem słów ubrać w sensowne zdania.
Może po prostu zapytam.

Usunąć bloga? A może ktoś to będzie czytał tylko w moim wykonaniu?
A może znajdzie się ktoś taki, kto chciałby pisać ze mną?
Błagam Was o to, byście napisali mi co mam zrobić.

Jak na razie możecie znaleźć mnie na:
http://thejanoskiansfanfiction1.blogspot.com
i
http://jd-ff.blogspot.com

Nie są to blogi opowiadające o "Violetta".

Kończę, a Was proszę o to byście dali znak co mam robić.

~Lauren

niedziela, 16 sierpnia 2015

Wspomnienia nigdy nie umrą.









Uchhhh, kompletnie nie wiem jak mam to wszystko wam przekazać. Jak przelać w słowa to co czuję. Może zacznę od początku, jeżeli zdołam odnaleźć początek i koniec. Nie mniej jednak postaram się. Dla was. Bo przecież równie dobrze mogłabym napisać tylko, że odchodzę. Ale to nie o to chodzi. Nie chcę iść na łatwiznę.
Od niedługiego czasu coraz częściej w mojej głowie pojawia się myśl, że jednak nie. Już tłumaczę o co chodzi. Chodzi mi o to że... Muszę przełknąć łzy i pisać dalej. Coraz częściej myślę, że to nie dla mnie. To wszystko. Uwielbiam pisać wiersze, czy piosenki, ale dla siebie. Nikt nigdy nie dostanie tego w swoje ręce. Pisanie to jedna z moich nielicznych pasji, tak jak rysowanie, muzyka, czy fotografia, ale to stało się dla mnie pewnego rodzaju obowiązkiem. A to nie miało być tak. To miała być odskocznia od świata codziennego. A nie była. To coraz bardziej mnie przytłaczało. Czułam się jakby wielki, gigantyczny głaz naciskał na mnie. Czuję, że zawodzę kilka osób, bo nie oszukujmy się, jest was może 5 ? ( To nie znaczy, że was nie doceniam! Ogromnie wam dziękuję, że ze mną byliście! )  Nie widzę sensu aby dalej ciągnąć to wszystko. Te wypociny były coraz gorsze, i nie chciałabym żeby ktoś to czytał, bo wiem, że stać mnie na więcej. 
Nie kończę z tym na zawsze, oczywiście że nie. Jeszcze tutaj ( na bloggera) wrócę, obiecuję wam to. To nie będzie na pewno kilka tygodni. To może być miesiąc rok, a może kilka lat? Muszę pozbierać myśli. Nabrać chęci. Dopracować historię, którą stworzyłam już dawno temu. Złapać trochę weny.
A więc do zobaczenia w przyszłości!

Ostatni raz podpisująca się tu Cukierkoffa <3

czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 13: "Księciuniu, a może byś tak dom zakluczył?!"+ informacje



Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!
Czytelniku! Przeczytaj notatkę pod rozdziałem.
Ty Cukierkoffa też.

- Violu, idziemy na plażę? - zapytała się mnie moje przyjaciółka.
- A co z nami? - zapytali razem Fede i Leoś.
- Wy? Robicie co chcecie. My dzisiaj mamy babski dzień - wyprzedziłam Lu, która miała już coś powiedzieć. Spojrzałam na nią i do niej mrugnęłam jednym okiem. Ta się uśmiechnęła i poszła do siebie, ja zrobiłam to samo w celu ubrania się w strój kąpielowy.

- Idziemy - oznajmiłem po czym wstałem z sofy.
- Gdzie ty chcesz iść?
- Nie interesuje cię np. co u dziewczyn?
- No troszkę.
- To co? Idziemy na zwiady?
- Lecimy - rzucił mój przyjaciel i wybiegł z domu.
- Księciuniu, a może byś tak dom zakluczył?! - krzyknąłem kiedy ten był już na podjeździe.
- A, no faktycznie.

- Vils, czuję, że ktoś się cały czas na nas patrzy, ale nie wiem kto to.
- Też tak uważam.
- To jest strasznie dziwne, chodźmy już do domu.
- Oki - wyszłyśmy z wody i podeszłyśmy do naszych leżaków. Na nich leżeli nie kto inni niż nasi faceci.
- Verdas! Co ty tu robisz?!? - krzyknęłam.
- Obyś tylko miał dobre wytłumaczenie!!! - Lu wzięła swoje rzeczy i chwyciła Pasquareliego za ucho i poszli.
- A ty? Co mi powiesz na ten temat? - zapytałam jednocześnie siadając na leżaku wcześniej zajmowanym przez Federico.
- Wiesz jak ja ciebie kocham?
- Nie zmieniaj tematu. Po co tu przyszedłeś? Chciałam spędzić trochę czasu z moją najlepszą przyjaciółką, bo ostatnio nie mieliśmy zbyt wiele czasu na to. A teraz przepraszam, ale idę do domu - wstałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

- Wyjdź za mnie - wyjął piękny pierścionek z kieszeni swoich jeansowych spodni. Z moich oczy automatycznie poleciały łzy szczęścia. Nic nie odpowiedziałam tylko pokiwałam głową. On założył mi go na mój serdeczny palec.
- Nie mogę w to  uwierzyć - wyszeptałam w jego stronę. 
- W co nie możesz uwierzyć? - powiedział trochę zdziwiony. Coś mi tu nie grało.
- W to, że mi się oświadczyłeś głuptasie.
- Violu, ale ja ci się nie oświadczyłem - w tym momencie otworzyłam oczy. To był sen! I co on tu robi?!? Wstałam z łóżka.
- Chyba ci wczoraj powiedziałam, że nie życzę sobie byś ze mną spał.
- No przepraszam, ale w gościnnym było tak pusto bez ciebie.
- Tak, tak, tak... Niech ci będzie.
- Zgoda? - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Zgoda - uścisnęłam jego dłoń, a następnie się pocałowaliśmy. Może byłoby to coś więcej, ale do naszego pokoju wpadł Federico.
- Co chcesz? - wycedził przez zaciśnięte usta mój ukochany. Widać było, że się zdenerwował.
- Nie chciałem wam przeskadzać, ale ja to bardziej do Violi.
- No to słucham - usiadłam na brzegu łóżka i poklepałam miejsce obok siebie. Ten posłusznie usiadł.
- Bo ja chciałbym cię bardzo przeprosić za wczorajszą sytuację. Wiesz, Lu jest w 4 miesiącu ciąży i bardzo się o nią bałem. A do tego nie ja na to wpadłem. Był to...- nie dokończył ni z gruszki ni z pietruszki rzucił się na niego León. Obaj spadli na podłogę, a ja wybuchłam niepochamowanym śmiechem. Chwilę potem w pokoju była Ludmiła z patelnią w ręku.
- Co to był za hałas?
- León i Fede spadli na podłogę.
- Aha, dobra - i sobie poszła.

~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!!
I długością i jakością nie powala. Wiem to...
Straciłam w ostatnich dniach pomysły, wenę.
Dlatego robię lekką zawieszkę w pisaniu tego blogu. Na innych będę pisać (chyba).

Wybacz kochana, że Cię zostawiam (na pewien czas) samą.

Przepraszam jeszcze raz i do następnego mojego rozdziału...
~Lauren~

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 12 "Do Europy"


Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!

- No Verdas szybciej! - krzyknęłam do mojego chłopaka. Postanowiliśmy sobie od rana pobiegać. Niestety León jest daleko za mną. A nawet bardzo.
- Viola, ja już jestem zmęczony. Wracajmy.
- Ale sam wymyśliłeś poranny jogging więc proszę.
- Ale ja już nie mam sił.
- No dobra, ale po drodze wejdźmy do sklepu - powiedziałam kierując się do miejscowego marketu.
- Po co?
- Muszę kupić jakiś sok do picia - nie odwracałam się i szłam dalej.

- Ej stary, to ta laska z klubu - słyszałam pełno takich wyrażeń - Mała, chodź. Zapłacę ci za co nieco.
W tym momencie nie wytrzymałam i wybiegłam z budynku. Nie zważając na krzyki Leóna biegłam dalej. Po kilku minutach dotarłam do domu. Weszłam do niego po czym zakluczyłam się w nim na klucz. Zsunęłam się po drzwiach i jeszcze bardziej się popłakałam. Długo tak nie siedziałam tylko postanowiłam działać. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Ludmiły. Po dwóch sygnałach odebrała.
- Hej Violu, co tam.
- Lu, wyprowadzam się, proszę cię byś mi pomogła.
- Jasne, nie zostawię cię samej.
- To przyjdź do mnie.
- Już idę - powiedziała po czym się rozłączyła. Ja pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować moje rzeczy do walizek. Gdy miałam spakowaną już jedną usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie Lu - pomyślałam i pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je a za nimi stał mój chłopak. Bez żadnego słowa przytuliłam się do niego.
- Viola, co tu robi ta walizka?
- Wyprowadzam się - wyszeptałam i wróciłam do pakowania moich rzeczy.
- Ale jak to?! Dokąd?
- Jeszcze nie wiem. Chyba do Europy.
- To jest daleko! Nigdzie nie jedziesz!
- León, zrozum. Do końca życia ludzie będą mnie wyśmiewać. W Nowym Yorku już nie mam prawa bytu, no chyba że chcę codziennie słyszeć obelgi kierowane w moją stronę. A co ja powiem kiedyś moim dzieciom? Dzieci jak byłam młoda pracowałam w klubie ze striptizem? Ja nie mam innego wyjścia.
- Dobra, ale ja jadę z tobą.
- Dziękuję - znów dzisiejszego dnia się do niego przytuliłam - a teraz idź do domu i się spakuj.
- Już lecę - pocałował mnie w policzek i opuścił mój dom.Zaraz potem do salonu wpadła Luśka.

Ludmiła i Federico postanowili, że też się wyprowadzą, oczywiście dla dobra ich dziecka, w końcu Lu też pracowała tam gdzie ja, ale Fede jej to załatwił tak jak mi mój misiek.
Wszyscy zapakowani w samochody pojechaliśmy na lotnisko. Tam czekał na nas prywatny samolot ojca Leóna. Pozajmowaliśmy tam miejsca, pozapinaliśmy pasy i czekaliśmy aż "stalowy ptak" zacznie się wznosić. Nasz cel? Włochy, ojczyzna Pasquarelliego. Miał tam letnią willę w której zamieszkamy. Oczywiście my będziemy szukali sobie osobnego domu, jak najbliżej domu Włocha. Nie wiem kiedy, ale zasnęłam.
Obudziłam się chwilę przed lądowaniem.
- O wstała moja księżniczka - powiedział mój ukochany, następnie pocałował mnie w usta.
- Kiedy lądujemy? - zapytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi, bo z głośników dobiegł mnie głos pilota: Prosimy o zapięcie pasów, wyłączenie wszelkich urządzeń elektronicznych oraz schowanie wszystkich bagaży podręcznych pod fotele.
Dostosowaliśmy się do wskazówek. Już tylko czekaliśmy aż staniemy na ziemi.

- Masz cudny do Fede i do tego taaaaki wielki - powiedziałam pod wrażeniem.
- Wielki? Większy jest mój dom na Karaibach - prychnął mój ukochany.
- To dlaczego jeszcze mnie tam nie zabrałeś? - zapytałam.
- Emmm... Booo... Zapomniałem, że mam tamten dom - ale kłamczuch.
- Verdas, czemu kłamiesz? Przecież... - Fede nie dokończył, bo León zatkał mu usta ręką. Co on ukrywa? Nie ważne... I tak się dowiem od Lu, bo Federico mówi jej wszystko.
- To idziemy spać? Jestem padnięta - wymamrotała Luśka.
- Idziemy - opowiedzieli chłopaki na równi. My się zaśmiałyśmy i każdy poszedł do swoich pokoi. Oczywiście ja miałam z moim miśkiem a oni razem.
Wykąpani, przebrani i gotowi do spania leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku. Długo nasze pieszczoty nie trwały, ponieważ najpierw zasnął Leósiek, a dopiero potem ja.

~~~~~~~~~~
Hej wszystkim!!!

Jak Wam się podobała dwunasteczka?
Mi nie za bardzo przypadła do gustu, ale cóż.
Jaka jest, taka już jest.

Cukierkoffa chyba jest jeszcze na wakacjach dlatego piszę teraz rozdziały ;)
będą one się pojawiały regularnie, co tydzień w soboty ;)

Cieszycie się? Ja baaardzo :D
Życzę udanych wakacji
/L. Brooks ;D

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 11 "Moja mała blondyneczka"

Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!
 Rozdział dedykowany Wiktorii Głogowskiej, dzięki kochana, że przy nas jesteś ;*

 - Violetta! - jego aksamitny głos dobiega do moich uszu. Słyszę jak wchodzi po schodach, a kilka sekund później klamka od drzwi ugina się pod ciężarem jego dłoni. W mgnieniu oka znajduje się koło mnie.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - uśmiecha się szeroko, a miliard motyli, chce rozerwać mój brzuch. To wspaniale mieć takiego kogoś jak on.
- Nie... Nie lubię niespodzianek. Mów o co chodzi, bez owijania w bawełne! - spoglądam na  niego spod rzęs.
Wciąga powietrze do płuc .
- Od dziś nie pracujesz już w klubie. -  kąciki jego ust wędrują do góry, a na policzkach ukazują się te sexowne dołeczki.
-Co? - Nie wierzę własnym uszom. 
- To co słyszałaś. -  uśmiech nie schodzi z jego twarzy. - Moi ludzie się tym zajęli.
- Dziękuję! Dziękuję, naprawdę, Leon.  - rzuciłam się na szyje chłopaka i złożyłam namiętny pocałunek na jego ustach. On zaczął go pogłębiać. Nie zauważyłam kiedy przyparł mnie do ściany. Jego pocałunki zaczęły przenosić się na moją szyję.

- Leon, ale jak? Jak to zrobiłeś?
- A taka moja mała tajemnica blondyneczko.
- Nie mów tak do mnie - mruknęłam po czym schowałam się pod kocem.
- Czemu? - próbował zabrać mi koc, ale ja szłam z zaparte i mu go nie oddałam.
- Bo tak nie lubię.
- Ale dla mnie zawsze będziesz moją małą blondyneczką - powiedział po czym cmoknął mnie w czoło. Po tym geście wynurzyłam się spod kocyka. W tym momencie mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z kieszeni i zaczęłam czytać wiadomość:

NADAWCA: Szef
Jeszcze się doigrasz dziewucho jedna! Pamiętaj, ja wiem wszystko. 
A pamiętasz, że w klubie jest monitoring? No właśnie!
Ty będziesz chciała zniszczyć mi życie to ja zniszczę je tobie.
Z poważeniem A.Hernandez

- Co jest kotku - zapytał szatyn. Nic nie powiedziałam tylko podałam mu telefon - a to palant! Jak on może?!
- Leon uspokój się. Napisał, że jak będę chciała mu zniszczyć życie to on wtedy się odegra, a jak na razie nic nie robię.
- Może i masz rację...
- Jasne, że mam. a teraz chodź się przytulić - rozłożyłam ręce do przytulasa. Verdas bez wahania skorzystał z okazji. Nasze czułości przerwał nam mój telefon. Spojrzałam na ekran. Ludmiła - pomyślałam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak słucham?
- Violetta, spotkajmy się.
- Po co?
- Chcę z tobą pogadać.
- Gdzie i kiedy?
- Może być w naszej kawiarni za 30 minut?
- Dobra.

Wchodzę do budynku w którym umówiłam się z blondynką. Rozejrzałam się i zobaczyłam ją siedzącą przy oknie. Podeszłam do stołu i usiadłam na przeciw niej.
- W jakiej sprawie chciałaś się spotkać?
- Violetta... Chce cię przeprosić. No wiesz, powinnam była dawać jakiekolwiek znaki życia.
- Lu, to ja cię przepraszam. Nie powinnam była tak zareagować.
- Przyjaźń? - zapytała podając mi rękę.
- Na zawsze - odpowiedziałam jednocześnie ściskając chudą rękę przyjaciółki.
- Opowiadaj co u ciebie?
- Nic... No prawie, jestem z Leonem i nie pracuję już w klubie.
- Jak? Przecież...
- ... Leon wszystko załatwił. Dobra, opowiadaj co u ciebie słychać?
- A wiesz... Maleństwo rozwija prawidłowo, Federico mnie wspiera.
- No właśnie! Który to już miesiąc?
- Drugi. Vils, mam do ciebie mega prośbę.
- No mów.
- Wiesz, ja jestem jedynaczką i jak dziecko się urodzi tooo... Chciałabyś być jego chrzestną?
- Jasne!

~~~~~~
Witajcie!
Z tej strony L.Brooks.
Wybaczcie, że rozdział jest taki krótki.

Vils przestaje pracować w klubie, ma być chrzestną dziecka Lu i Fede.
Niespodzianką jest koniec kariery Violetty.

Pierwszy akapit napisała Cukierkoffa :D

Wybaczcie, że nie w sobotę, ale cóż...
Do następnego
/Brooks