czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 13: "Księciuniu, a może byś tak dom zakluczył?!"+ informacje



Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!
Czytelniku! Przeczytaj notatkę pod rozdziałem.
Ty Cukierkoffa też.

- Violu, idziemy na plażę? - zapytała się mnie moje przyjaciółka.
- A co z nami? - zapytali razem Fede i Leoś.
- Wy? Robicie co chcecie. My dzisiaj mamy babski dzień - wyprzedziłam Lu, która miała już coś powiedzieć. Spojrzałam na nią i do niej mrugnęłam jednym okiem. Ta się uśmiechnęła i poszła do siebie, ja zrobiłam to samo w celu ubrania się w strój kąpielowy.

- Idziemy - oznajmiłem po czym wstałem z sofy.
- Gdzie ty chcesz iść?
- Nie interesuje cię np. co u dziewczyn?
- No troszkę.
- To co? Idziemy na zwiady?
- Lecimy - rzucił mój przyjaciel i wybiegł z domu.
- Księciuniu, a może byś tak dom zakluczył?! - krzyknąłem kiedy ten był już na podjeździe.
- A, no faktycznie.

- Vils, czuję, że ktoś się cały czas na nas patrzy, ale nie wiem kto to.
- Też tak uważam.
- To jest strasznie dziwne, chodźmy już do domu.
- Oki - wyszłyśmy z wody i podeszłyśmy do naszych leżaków. Na nich leżeli nie kto inni niż nasi faceci.
- Verdas! Co ty tu robisz?!? - krzyknęłam.
- Obyś tylko miał dobre wytłumaczenie!!! - Lu wzięła swoje rzeczy i chwyciła Pasquareliego za ucho i poszli.
- A ty? Co mi powiesz na ten temat? - zapytałam jednocześnie siadając na leżaku wcześniej zajmowanym przez Federico.
- Wiesz jak ja ciebie kocham?
- Nie zmieniaj tematu. Po co tu przyszedłeś? Chciałam spędzić trochę czasu z moją najlepszą przyjaciółką, bo ostatnio nie mieliśmy zbyt wiele czasu na to. A teraz przepraszam, ale idę do domu - wstałam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

- Wyjdź za mnie - wyjął piękny pierścionek z kieszeni swoich jeansowych spodni. Z moich oczy automatycznie poleciały łzy szczęścia. Nic nie odpowiedziałam tylko pokiwałam głową. On założył mi go na mój serdeczny palec.
- Nie mogę w to  uwierzyć - wyszeptałam w jego stronę. 
- W co nie możesz uwierzyć? - powiedział trochę zdziwiony. Coś mi tu nie grało.
- W to, że mi się oświadczyłeś głuptasie.
- Violu, ale ja ci się nie oświadczyłem - w tym momencie otworzyłam oczy. To był sen! I co on tu robi?!? Wstałam z łóżka.
- Chyba ci wczoraj powiedziałam, że nie życzę sobie byś ze mną spał.
- No przepraszam, ale w gościnnym było tak pusto bez ciebie.
- Tak, tak, tak... Niech ci będzie.
- Zgoda? - wyciągnął rękę w moją stronę.
- Zgoda - uścisnęłam jego dłoń, a następnie się pocałowaliśmy. Może byłoby to coś więcej, ale do naszego pokoju wpadł Federico.
- Co chcesz? - wycedził przez zaciśnięte usta mój ukochany. Widać było, że się zdenerwował.
- Nie chciałem wam przeskadzać, ale ja to bardziej do Violi.
- No to słucham - usiadłam na brzegu łóżka i poklepałam miejsce obok siebie. Ten posłusznie usiadł.
- Bo ja chciałbym cię bardzo przeprosić za wczorajszą sytuację. Wiesz, Lu jest w 4 miesiącu ciąży i bardzo się o nią bałem. A do tego nie ja na to wpadłem. Był to...- nie dokończył ni z gruszki ni z pietruszki rzucił się na niego León. Obaj spadli na podłogę, a ja wybuchłam niepochamowanym śmiechem. Chwilę potem w pokoju była Ludmiła z patelnią w ręku.
- Co to był za hałas?
- León i Fede spadli na podłogę.
- Aha, dobra - i sobie poszła.

~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!!
I długością i jakością nie powala. Wiem to...
Straciłam w ostatnich dniach pomysły, wenę.
Dlatego robię lekką zawieszkę w pisaniu tego blogu. Na innych będę pisać (chyba).

Wybacz kochana, że Cię zostawiam (na pewien czas) samą.

Przepraszam jeszcze raz i do następnego mojego rozdziału...
~Lauren~

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 12 "Do Europy"


Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!

- No Verdas szybciej! - krzyknęłam do mojego chłopaka. Postanowiliśmy sobie od rana pobiegać. Niestety León jest daleko za mną. A nawet bardzo.
- Viola, ja już jestem zmęczony. Wracajmy.
- Ale sam wymyśliłeś poranny jogging więc proszę.
- Ale ja już nie mam sił.
- No dobra, ale po drodze wejdźmy do sklepu - powiedziałam kierując się do miejscowego marketu.
- Po co?
- Muszę kupić jakiś sok do picia - nie odwracałam się i szłam dalej.

- Ej stary, to ta laska z klubu - słyszałam pełno takich wyrażeń - Mała, chodź. Zapłacę ci za co nieco.
W tym momencie nie wytrzymałam i wybiegłam z budynku. Nie zważając na krzyki Leóna biegłam dalej. Po kilku minutach dotarłam do domu. Weszłam do niego po czym zakluczyłam się w nim na klucz. Zsunęłam się po drzwiach i jeszcze bardziej się popłakałam. Długo tak nie siedziałam tylko postanowiłam działać. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do Ludmiły. Po dwóch sygnałach odebrała.
- Hej Violu, co tam.
- Lu, wyprowadzam się, proszę cię byś mi pomogła.
- Jasne, nie zostawię cię samej.
- To przyjdź do mnie.
- Już idę - powiedziała po czym się rozłączyła. Ja pobiegłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować moje rzeczy do walizek. Gdy miałam spakowaną już jedną usłyszałam dzwonek do drzwi. Pewnie Lu - pomyślałam i pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je a za nimi stał mój chłopak. Bez żadnego słowa przytuliłam się do niego.
- Viola, co tu robi ta walizka?
- Wyprowadzam się - wyszeptałam i wróciłam do pakowania moich rzeczy.
- Ale jak to?! Dokąd?
- Jeszcze nie wiem. Chyba do Europy.
- To jest daleko! Nigdzie nie jedziesz!
- León, zrozum. Do końca życia ludzie będą mnie wyśmiewać. W Nowym Yorku już nie mam prawa bytu, no chyba że chcę codziennie słyszeć obelgi kierowane w moją stronę. A co ja powiem kiedyś moim dzieciom? Dzieci jak byłam młoda pracowałam w klubie ze striptizem? Ja nie mam innego wyjścia.
- Dobra, ale ja jadę z tobą.
- Dziękuję - znów dzisiejszego dnia się do niego przytuliłam - a teraz idź do domu i się spakuj.
- Już lecę - pocałował mnie w policzek i opuścił mój dom.Zaraz potem do salonu wpadła Luśka.

Ludmiła i Federico postanowili, że też się wyprowadzą, oczywiście dla dobra ich dziecka, w końcu Lu też pracowała tam gdzie ja, ale Fede jej to załatwił tak jak mi mój misiek.
Wszyscy zapakowani w samochody pojechaliśmy na lotnisko. Tam czekał na nas prywatny samolot ojca Leóna. Pozajmowaliśmy tam miejsca, pozapinaliśmy pasy i czekaliśmy aż "stalowy ptak" zacznie się wznosić. Nasz cel? Włochy, ojczyzna Pasquarelliego. Miał tam letnią willę w której zamieszkamy. Oczywiście my będziemy szukali sobie osobnego domu, jak najbliżej domu Włocha. Nie wiem kiedy, ale zasnęłam.
Obudziłam się chwilę przed lądowaniem.
- O wstała moja księżniczka - powiedział mój ukochany, następnie pocałował mnie w usta.
- Kiedy lądujemy? - zapytałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi, bo z głośników dobiegł mnie głos pilota: Prosimy o zapięcie pasów, wyłączenie wszelkich urządzeń elektronicznych oraz schowanie wszystkich bagaży podręcznych pod fotele.
Dostosowaliśmy się do wskazówek. Już tylko czekaliśmy aż staniemy na ziemi.

- Masz cudny do Fede i do tego taaaaki wielki - powiedziałam pod wrażeniem.
- Wielki? Większy jest mój dom na Karaibach - prychnął mój ukochany.
- To dlaczego jeszcze mnie tam nie zabrałeś? - zapytałam.
- Emmm... Booo... Zapomniałem, że mam tamten dom - ale kłamczuch.
- Verdas, czemu kłamiesz? Przecież... - Fede nie dokończył, bo León zatkał mu usta ręką. Co on ukrywa? Nie ważne... I tak się dowiem od Lu, bo Federico mówi jej wszystko.
- To idziemy spać? Jestem padnięta - wymamrotała Luśka.
- Idziemy - opowiedzieli chłopaki na równi. My się zaśmiałyśmy i każdy poszedł do swoich pokoi. Oczywiście ja miałam z moim miśkiem a oni razem.
Wykąpani, przebrani i gotowi do spania leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku. Długo nasze pieszczoty nie trwały, ponieważ najpierw zasnął Leósiek, a dopiero potem ja.

~~~~~~~~~~
Hej wszystkim!!!

Jak Wam się podobała dwunasteczka?
Mi nie za bardzo przypadła do gustu, ale cóż.
Jaka jest, taka już jest.

Cukierkoffa chyba jest jeszcze na wakacjach dlatego piszę teraz rozdziały ;)
będą one się pojawiały regularnie, co tydzień w soboty ;)

Cieszycie się? Ja baaardzo :D
Życzę udanych wakacji
/L. Brooks ;D

wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział 11 "Moja mała blondyneczka"

Czytasz? Zostaw po sobie ślad! 
To nas motywuje!
 Rozdział dedykowany Wiktorii Głogowskiej, dzięki kochana, że przy nas jesteś ;*

 - Violetta! - jego aksamitny głos dobiega do moich uszu. Słyszę jak wchodzi po schodach, a kilka sekund później klamka od drzwi ugina się pod ciężarem jego dłoni. W mgnieniu oka znajduje się koło mnie.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - uśmiecha się szeroko, a miliard motyli, chce rozerwać mój brzuch. To wspaniale mieć takiego kogoś jak on.
- Nie... Nie lubię niespodzianek. Mów o co chodzi, bez owijania w bawełne! - spoglądam na  niego spod rzęs.
Wciąga powietrze do płuc .
- Od dziś nie pracujesz już w klubie. -  kąciki jego ust wędrują do góry, a na policzkach ukazują się te sexowne dołeczki.
-Co? - Nie wierzę własnym uszom. 
- To co słyszałaś. -  uśmiech nie schodzi z jego twarzy. - Moi ludzie się tym zajęli.
- Dziękuję! Dziękuję, naprawdę, Leon.  - rzuciłam się na szyje chłopaka i złożyłam namiętny pocałunek na jego ustach. On zaczął go pogłębiać. Nie zauważyłam kiedy przyparł mnie do ściany. Jego pocałunki zaczęły przenosić się na moją szyję.

- Leon, ale jak? Jak to zrobiłeś?
- A taka moja mała tajemnica blondyneczko.
- Nie mów tak do mnie - mruknęłam po czym schowałam się pod kocem.
- Czemu? - próbował zabrać mi koc, ale ja szłam z zaparte i mu go nie oddałam.
- Bo tak nie lubię.
- Ale dla mnie zawsze będziesz moją małą blondyneczką - powiedział po czym cmoknął mnie w czoło. Po tym geście wynurzyłam się spod kocyka. W tym momencie mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go z kieszeni i zaczęłam czytać wiadomość:

NADAWCA: Szef
Jeszcze się doigrasz dziewucho jedna! Pamiętaj, ja wiem wszystko. 
A pamiętasz, że w klubie jest monitoring? No właśnie!
Ty będziesz chciała zniszczyć mi życie to ja zniszczę je tobie.
Z poważeniem A.Hernandez

- Co jest kotku - zapytał szatyn. Nic nie powiedziałam tylko podałam mu telefon - a to palant! Jak on może?!
- Leon uspokój się. Napisał, że jak będę chciała mu zniszczyć życie to on wtedy się odegra, a jak na razie nic nie robię.
- Może i masz rację...
- Jasne, że mam. a teraz chodź się przytulić - rozłożyłam ręce do przytulasa. Verdas bez wahania skorzystał z okazji. Nasze czułości przerwał nam mój telefon. Spojrzałam na ekran. Ludmiła - pomyślałam i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak słucham?
- Violetta, spotkajmy się.
- Po co?
- Chcę z tobą pogadać.
- Gdzie i kiedy?
- Może być w naszej kawiarni za 30 minut?
- Dobra.

Wchodzę do budynku w którym umówiłam się z blondynką. Rozejrzałam się i zobaczyłam ją siedzącą przy oknie. Podeszłam do stołu i usiadłam na przeciw niej.
- W jakiej sprawie chciałaś się spotkać?
- Violetta... Chce cię przeprosić. No wiesz, powinnam była dawać jakiekolwiek znaki życia.
- Lu, to ja cię przepraszam. Nie powinnam była tak zareagować.
- Przyjaźń? - zapytała podając mi rękę.
- Na zawsze - odpowiedziałam jednocześnie ściskając chudą rękę przyjaciółki.
- Opowiadaj co u ciebie?
- Nic... No prawie, jestem z Leonem i nie pracuję już w klubie.
- Jak? Przecież...
- ... Leon wszystko załatwił. Dobra, opowiadaj co u ciebie słychać?
- A wiesz... Maleństwo rozwija prawidłowo, Federico mnie wspiera.
- No właśnie! Który to już miesiąc?
- Drugi. Vils, mam do ciebie mega prośbę.
- No mów.
- Wiesz, ja jestem jedynaczką i jak dziecko się urodzi tooo... Chciałabyś być jego chrzestną?
- Jasne!

~~~~~~
Witajcie!
Z tej strony L.Brooks.
Wybaczcie, że rozdział jest taki krótki.

Vils przestaje pracować w klubie, ma być chrzestną dziecka Lu i Fede.
Niespodzianką jest koniec kariery Violetty.

Pierwszy akapit napisała Cukierkoffa :D

Wybaczcie, że nie w sobotę, ale cóż...
Do następnego
/Brooks

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 10 "Pani Verdas"

 






Z dedykacją dla Joye, którą usatysfakcjonowałyby dłuższe rozdziały ;)


Ostatni raz przejeżdżam czerwoną szminką po swoich pełnych wargach. Idealnie - myślę.
Czuję jak ciepłe dłonie oplatają moją talię. Do moich nozdrzy natychmiast dobiega zapach cudownych perfum Leona. Moich ulubionych. Szatyn delikatnie biegnie nosem po mojej szyi. Odchylam lekko głowę dając mu większe pole do popisu. Czuję jak jego malinowe wargi z niezwykłą zachłannością przywierają do moich. Powoli odsuwam swoją twarz od jego. Szatyn niespodziewanie cmoka mnie w nos, przez co kąciki moich ust wędrują do góry.
- Gotowa? - szepcze mi wprost do ucha, wywołując przyjemne dreszcze na całym moim ciele.
- Jasne.
- Chodźmy. - jego dłoń spoczywa na moich plecach. Czuję się jak prawdziwa dama, którą nigdy nie byłam, nie jestem i nie zostanę.
Leon otwiera drzwi białego Audi R8, wpuszczając mnie do środka. Sam okrąża samochód i siada na miejscu kierowcy. W jego ruchach mozna dostrzec niezwykłą zmysłowość.


- A co jeśli mnie nie polubią? Leon, popatrz na mnie! Kim ja jestem? Nie mam prawa nawet spoglądać na takich ludzi! - dopada mnie silny atak paniki, w połowie drogi do posiadłości rodziców Leona.
- Kochanie! Kochanie uspokój się, i nie mów tak o sobie, wiesz, że tego nie nawidzę. Jesteś wspaniała, Zobaczysz polubią Cię. - na twarzy szatyna gości rozbawienie.
Świetnie! Nabija się se mnie!
Jego dłoń gładzi moje udo z niezwykłą czułością, po przez cienki materiał sukni wieczorowej, którą mam na sobie. Odwracam głowę i spoglądam za okno, starając się nie myśleć o tej całej kolacji. Dlaczego wogóle się na to zgodziłam...
Pierwszy i najważniejszy powód siedzi koło Ciebie. 



-Violetto, czym się zajmujesz? - i właśnie tego pytania obawiałam się najbardziej. Uśmiecham się nerwowo, spoglądając na Panią Verdas, a następnie na Leona.
- Ja...
- Od września idzie na studia.- mój chłopak ratuje mnie w ostatniej chwili. - Niestety wcześniej nie miała możliwości.
Mama Leona uśmiecha się do mnie serdecznie. Odpowiadam tym samym. Kupiła to. Mogę odetchnąć z ulgą.
- Dziękuję - szpecze wprost do jego ucha, tak, aby nikt tego nie słyszał.
- Odwdzięczysz mi się później - jego ręka zaczyna masować moje udo, na co moja twarz czerwienieje. Co on wyprawia?! Jeszcze ktoś zauważy. Niezauważalnie strącam jego rękę, gdy jest coraz bliżej mojej kobiecości. Wariat.



- Jeszcze raz dziękujemy za zaproszenie. - uśmiecham się szeroko do pani domu.
- Wpadajcie częściej. - kobieta sztucznie się uśmiecha. Nie przypadłam jej do gustu. Za to ja ją bardzo polubiłam. Leon otwiera drzwi i zaprasza mnie lewą ręką do środka, kiedy już znajduję się na miejscu pasażera, okrąża samochód i siada na miejscu kierowcy. Przypatruję się jego idealnej  twarzy z niezwykłym podziwem. Jest maxymalnie skupiony na drodze.
- Jak ci się podobało? - odzywa się jako pierwszy.
- Było dobrze.
- Ale? - pyta nie odrywając wzroku od drogi.
- Twoja mama raczej mnie nie polubiła. - z mojego gardła wydobywa się głośnie westchnięcie.
- Daj spokój. Ważne, że ja cię lubię. - próbuję wykrzywić moje usta na kształ uśmiechu, ale twarz wyraża grymas. Tylko lubi?
- A nawet kocham. - ukazuje rząd swych śnieżnobiałych zębów. Jakby czytał mi w myślach.



- Ludmiła, odbierz! - wrzeszczę wprost do słuchawki. Martwię się o nią. Nie odzywa się do mnie od trzech tygodni.
- Halo - wreszcie po czterech sygnałach słyszę jej głos.
- Boże Ludmiła! Nic ci nie jest ?
- Nie... A dlaczego?
- Nie odzywałaś się do mnie przez trzy tygodnie!
- Aj, jakoś nie było czasu - słyszę zmieszanie w jej głosie.
- Ja zamartwiam się, wydzwaniam, myślę, że już jesteś w lepszym świecie, a ty mi mówisz, że nie było czasu! - jestem tak bardzo wściekła, jak szczęśliwa, że nic jej nie jest. Chociaż tyle.
- Oj no honey, nie denerwuj się.
- Nie. Cholera! Ludmiła! Wiesz jak się bałam. Nie wierze, że przez trzy tygodnie, nie znalazłaś minuty, żeby chociaż zadwonić, do swojej, podobno, najlepszej przyjaciółki. Zadzwoń jak to przemyślisz. - natychmiast dotykam czerwonej słuchawki, kończąc połączenie.
Nie wierzę. Ona? Ciekawe co takiego jej nie pozwalało, wysłać chociaż maila, albo sms'a. Jestem na nia bardzo zła. Nikt jeszcze tak, mnie nie zdenerwował.

Rozsiadam się wygodnie w wannie pełnej piany. W pomieszczeniu unosi się słodki zapach róż. Wreszcie mogę się wyluzować. Przymykam oczy i  oddaję się przyjemności. Do moich uszu dobiega dźwięk otwieranych drzwi do łazienki. Leon - pierwsze co przychodzi mi do głowy. Czuję, jak jego miękkie wargi lądują na moich. Z czułością oddaję pocałunek. Nie muszę długo czekać, aby poczuć, jak język szatyna pieści moje podniebienie. Wplatam ręke w jego miękkie niczym bawełna, włosy. W skutek czego jego głowa jest ubabrana w pianie.
Chichoczę pod nosem, kiedy próbuje to zdjąć. Wygląda naprawdę uroczo.
- Hej, kochanie - cmoka mnie w nos, kiedy już uporał się z włosami.
- Hej. Jak w pracy? - pytam bez przekonania. Podnosi mój podbródek, przez co może spojrzeć w moje tęczówki.
-Co jest, Vilu? - czule pyta.
- Nic takiego. Mogę zostać sama? - przez moja twarz przechodzi cień uśmiechu. Chłopak opuszcza łazienkę. Wreszcie mogę w pełni się zrelaksować.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i jest dziesiąteczka!
Wiem, wiem, że większość chciałaby dłuższe rozdziały, ale nie zawsze jest tyle weny czy czasu...
Teraz, kiedy są wakacje rozdziały będą trochę dłuższe, przynajmniej u mnie ;)
Od 6 do 19 lipca będę nad morzem. Z internetem może być różnie. Sami wiecie. Ale jeżeli będę miała  czas oczywiście coś dla was wyskrobę ;D
Nwm co stało się z Lauren. Miała wrócić 25 czerwca, a nadal jej nie ma. Wszystkie rozdziały piszę sama. Może wróci na bloga zanim wyjadę i coś dla was napisze. Nie wiem.
Do soboty, jeszcze coś dla was napiszę ;) będzie niespodzianka! Jaka? Zobaczycie.

Przepraszam za błędy! Jeżeli znajdę czas, oczywiście zostaną poprawione.
I gorąco zapraszam do komentowania. Ostatnio się opuściliście...

//Cukierkoffa <3