niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 7 "Przenosimy ciebie i Ferro do Europy"

~Violetta~
Wstałam z nowym postanowieniem - pójść do pracy. No tak, wreście by wypadało. Ile ja już tam nie byłam? Z 1,5 miesiąca? Chyba tak.
Ubrałam się, uczesałam, wymalowałam i weszłam do kuchni. Z miski wyjęłam mój ulubiony owoc, jabłko, po to aby je skonsumować. Niestety nie miałam zbyt wiele czasu więc jadłam je po drodze do budynku katorgi. Weszłam do środka i od razu zmierzyłam do biura Hernandez. Lekko zapukałam, gdy usłyszałam donośne "proszę" uchyliłam drzwi i powoli weszłam do środka. Mój pracodawca podniósł głowę znad sterty papierów.
- Ahh, Castillo. Co cię tu sprowadza?
- Chciałam wrócić do pracy.
- O, to się genialnie składa! Będzie drugi klub. Przenosimy ciebie i Ferro do Europy.
- Co?! Ale jak? Tu mamy rodziny, przyjaciół. Nie mogą to być nie wiem no. Francesca? Ona pochodzi z Włoch, ma tam rodzinę. Niezależnie gdzie by było to w tej Europie ona miałaby do nich bardzo blisko, bliżej niż ja lub Ludmiła!
- Dobrze, uspokój się Violetto. Postanawiam, że do Europy wyjadą Francesca i ... Camila. Może być?
- Niech będzie. A mogę zacząć pracować od jutra?
- Jasne! - po rozmowie wyszłam z gabinetu, a następnie z budynku. Szczerze? Dobrze że Francesca i Camila wyjadą. Przynajmniej będą miały jakąś nauczkę. Przez ten cały czas gdy miałam wolne żadna się nie odezwała. Inne to co innego. Nawet Alice zadzwoniła raz by zapytać się dlaczego nie ma mnie w pracy. Zadzwoniła do mnie osoba którą znam tylko i wyłącznie poprzez pracę, a przyjaciółki nic...

Serio nikt nie może dać mi spokoju! Jeden dzień!!! Strasznie wkurzona otworzyłam drzwi. Nie no... Tylko nie on.
- Co jest? - zapytałam niby od niechcenia.
- Przyszedłem pogadać.
- Streszczaj się.
- To może wejdziemy. Nie mam zamiaru rozmawiać na ulicy gdy każdy może nas usłyszeć.
- Dobra - wycedziłam po czym otworzyłam drzwi szerzej. Weszliśmy do salonu i siedliśmy naprzeciw siebie.
- O czym chcesz gadać?
- O nas.
- Verdas, zrozum. Nie ma żadnych... - nie było mi dane dokończyć.
- Viola... - wstał ukląkł obok mnie i chwycił mnie za ręce - nie umiem tego inaczej określić. Kocham cię. Tak trudno to zrozumieć? Wiem... Nie jestem romantykiem, ale nic na to nie poradzę. Taki już jestem. Bądź ze mną. Proszę cię. Nie umiem bez ciebie wytrzymać. Za każdym razem gdy zamknę oczy widzę cię, a mój każdy sen jest związany z tobą. Zawsze odgrywasz w nich główną rolę. Violetto Castillo bądź ze mną, proszę - bardzo się przy tym wzruszyłam. Jak miałam się nie zgodzić? No kto na takie słowa by się nie zgodził? Dobra, dobra. Może i miałam postanowienie by z nim nie być itp, ale serio no.
- Leon... - mój głos zadrżał - zrozum. Ja nie umiem kochać.
- To pozwól mi cię nauczyć. Pomogę ci.
- No nie jestem pewna...
- To bądź - miałam coś powiedzieć, ale Leon przerwał mi pocałunkiem. Chciałam to przerwać, ale nie mogłam. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Całkowicie oddało się pieszczotom wysokiego szatyna.

~Ludmiła~
Z wielkim bananem na twarzy podjechałam pod posesją Vils. Wysiadłam i trochę się zdziwiłam. Na podjeździe stało auto, które nie należało do mojej przyjaciółki. Nie zważając na to podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Nikt nie otwierał, ale na 100% ktoś był. Weszłam na podwórko, wszystkie rolety były zasłonięte, a ja niczego nie świadoma podeszłam do tylnich drzwi i powoli je otworzyłam. Po cichu weszłam. Zaczęłam przeczesywać wszystkie pomieszczenia. Zrezygnowana weszłam do salonu, ale to co tam zastałam zwaliło mnie z nóg. Moja najlepsza przyjaciółka pieprzyła się z kimś poza pracą. To było... obrzydliwe! Odwróciłam się na pięcie, ale mój nieszczęsny telefon zaczął dzwonić. Usłyszałam tylko pisk Violki. Nie odwracając się powiedziałam:
- Sorki Vils, nie wiedziałam, że z kimś jesteś. To ja wam nie przeszkadzam - szybko wybiegłam z jej domu i wsiadłam do auta. Odpaliłam je i już miałam odjeżdżać, ale mój telefon znowu zaczął dzwonić. Nie patrząc kto to odebrałam.
- Tak słucham?
- Cześć piękna.
- O to ty. Co tam misiek?
- A wiesz... mam ochotę na ciebie.
- Wiesz, że nie mogę...
- Oj tam. Jeden raz? Luu, nie zaszkodzi jeden jedyny raz.
- Wczoraj też tak mówiłeś, a dzisiaj z bólu brzucha wstać nie mogłam.
- Oj no nie gniewaj się.
- Nie gniewam.
- To co? Wpadniesz?
- No dobra, będę za 10 minut.
- Czekam.
- Pa - rozłączyłam się, a telefon schowałam do torebki. Ruszyłam. Przez te wieczne korki niestety się spóźniłam. Zgasiłam silnik i wybiegłam z auta. Po drodze do jego domu zakluczyłam go. Zdyszana zadzwoniłam do drzwi. Błyskawicznie otworzył mi mój chłopak - Federico.

~~~~~~~~~~
Hejka naklejka!
Vils i Leoniasty wrócą do siebie? Lu jest z Fede?
Zaskoczyły Was te dwie jakże ważne informacje? No cóż... mnie też.. Pisałam to tak na spontanie xDDD

Nie przedłużając zapraszam do komentowania ;)

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 6 Bez słabości. Bez skrupułow. Bez litości. Bez uczuć.



 Czytasz? Zostaw po sobie ślad!
Przeczytaj notkę pod rozdziałem!!!





Co on tutaj robi? Skąd wie gdzie mieszkam?
- Viola nawracaj!
- Już. Ludmiła... Myślisz, że to jego dziecko?
- Nie wiem, Violetta! Nie jestem już niczego pewna! Wszystko się skomplikowało! - Chwytam głowę w dłonie. Dlaczego mnie to spotkało?
- Ludmiła! Nie nastawiaj się na najgorsze! Nie możesz być niczego pewna. Musi zbadać Cię lekarz. Jedziemy do szpitala.
Mój wzrok skupia się na widoku za oknem. Ne wiem co mam myślec o tym wszystkim. Przecież nie mogę być teraz w ciąży. I to jeszcze z przypadkowym facetem. Co ja teraz zrobię

- Mam wyniki. Fałszywy alarm. Nie jest pani w ciąży. -  moje spięte mięśnie natychniast się rozluźniły. To wspaniała wiadamość. Kiedyś na pewno zechce mieć dzieci,  ale na razie nie chcę się w to wszystko pakować.  Tymbardziej, że ojcem tego dziecka mógł być zwykłym dziwkarzem.

- Widziałam jak się ucieszyłaś.- szatynka zapina pas. Idę w jej ślady. Samochód rusza, a my opuszczamy posesję szpitala. Jedziemy dość szybko. Uwielbiam szybką jazdę. Ta adrenalina.
- Tak, masz racje. Ucieszyłam się. Nawet bardzo. Nie chce dziecka. Przynajmniej nie teraz. -  twarz dziewczyny jest pogrążona w niezwykłym skupieniu. - Jak sobie pomyśle, że ojcem tego dziecka miałbybyć zwykły dziwkarz, to mam ochotę walnąć się z całej siły.  Chce skończyć z tym wszystkim. Iść do normalnej pracy, poznać faceta, może założyć rodzinę. Zostało mo muż tylko pół roku tego pieprzonego kontraktu, i skończę z tym wszystkim. A co u  Ciebie? - spoglądam na szatynkę. Jak zawsze wygląda nieskazitelnie. Jest perfokcjonistką. I za to ją lubię, ale czasem na prawdę potrafi mnie zdenerwować.
- Yyy dobrze... Wiesz jak to u mnie. Nic nowego.
- Viola, coś kręcisz. Zawsze kiedy kłamiesz mrugasz oczami.
- Ja przecież nie mrugam, Ludmiła.
- Tak, tak. No mów. Przecież możesz mi wszystko powiedzieć.
- Zakochałam się w Leonie. -  moje oczy otwierają się szeroko ze zdziwienia. - A ja w nim. - Tym razem moje usta przypominają literę 'o'. - I chyba jesteśmy razem.
Odpowiadam cichym ' acha' nie rozumiejąc prawie nic. Próbuję sobie to poukładać w głowie, ale chyba nie da się tego zrobić. Musi mi to wszystko wytłumaczyć.
- Ludmiła nie wiem co robić pomóż mi! On chce ze mną być! Jak można chcieć być z kimś takim jak ja? Z kimś kto co noc puszcza się z innym facetem i to jeszcze za pieniądze! Kocham go ale niechce mu stawać na drodze do szczęścia. Muszę o nim zapomnieć. Nie możemy być razem. - wszystkie emocje gnieżdżace się w tej kruchej osóbce wybuchły niczym wulkan.
- Violetta, bardzo chciałabym ci pomóc, ale nie mogę. Ty sama musisz zdedcydować.  Szatynka ciężko wzdycha. Rozumiem ją, ale nie mogę podjąć dzecycji za nią.

~ Violetta ~
- Pa! - odkrzykuje kiedy blondynka zamyka drzwi srebrnego porshe. Auto Leona. Nie moge przestać o nim myśleć. Jakby na stałe zamieszkał w mojej głowie i nigdy nie miał zamiaru jej opuszczać.  Będsziemy musieli odbyć szczerą rozmowę. B a r d z o.
Kocham go, ale nie pozwole mu na to, żeby marnował sobie życie z kimś takim jak ja.
Sięgam do swojej czarnej torebki po klucze. Kiedy odnajduję przedmiot odkluczam drzwi i wchodzę do środka. Zmęczona całym dniem nalewam białego wina do szklanego kieliszka po czym rozsiadsm się wygodnie na kanapie. Słysząc dzwonek do drzwi leniwie wstaje z wygodnego miejsca i udaje się do drzwi.- Kto znowu? O tej porze! Dajcie choć raz człowiekowi spokój !
 - To ty - mamroczę zawstydzona widząc pięknookiego mężczyznę w drzwiach.
- Tak to ja. O tej porze ! - próbuje naśladować mój głos co wychodzi mu całkiem nieźle.
- Leon musimy porozmawiać. - mężczyzna siada na kanapie. Zdejmuje bluze, która ukrywała jego gigantyczne mięśnie. Nie utrudniaj!
- Nie możemy być razem. - moje oczy zalewają się słoną wodą.
- Dlaczego ? - jego głos nie wyraża żadnych emocji prócz smutku. Powiedź prawdę? Czy skłamać?
Po dłuższej chwili bezczynnego wpatrywania się w jego idealną twarz postanawiam powiedzieć prawdę. Nie mam serca go okłamywać.
- Leon... Ja nie chcę ci stawać na drodze do szczęścia. Spójrzmy prawdzie w oczy. Jestem zwykłą dziwką, a ty ? Człowiekiem idealnym.  Nie mogę pozwolić, na to, żeby ktoś taki jak ty zmarnował sobie życie z kimś takim jak ja... - mój głos coraz bardziej się załamuje,a po policzkach spływają łzy.
- Nie Violetta! Nie mów tak o sobie! Kocham cię i nue zmarnuje sobie życia będąc z tobą! Dlaczego nie potrafisz poprostu przyjąć pomocy?
- Właśnie Leon! Pomocy! Ty mnie nie kochasz! Litujesz się nade mną! Nie potrzebuje litości! Ani twojej, ani niczyjej! - spokojny ton mojego głosu przeradza się w krzyk. Krzyk rozpaczy i bólu. On mnie nie kocha. Nigdy nie kochał. Litował się nade mną. Teraz to so mnie dociera. - Wyjdź! - wskazuję na drewnianą konstrukcję drzwi. Odwracam się w stronę okna. Nie chcę żeby ktoś widział jak płaczę. Nie chce żeby ktoś pomyślał że jestem słaba. Violetta Castillo nie ma słabości.
- Wyjdę kiedy spojrzysz mi prosro w oczy i powiesz, że nic do mnie nie czujesz.
- Wyjdź!!! - łzy kreślą coraz więcej dróżek po moich policzkach.
Słyszę już tylko trzask drzwi. P O S Z E D Ł. Nie wróci. Nigdy.
Znów to zrobiłam. Skrzywdziłam osobę którą kocham.
Od dziś jestem nową Violettą. Bez słabości. Bez skrupułow. Bez litości. Bez uczuć.
Kocham Cię, Leon.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sorry, I'm so sorry!
Naprawdę was przepraszam!
Nie dodałam rozdziału ostatnio, wiem
Ale :
1. Brak zdrowia
2. Brak czasu
3. Szkoła
4. Obowiązki
Teraz pewnie niektórzy pomyślą, że pewnie mi się nie chciało ruszyć dupy i zasłaniam się zdrowiem i argumemtami wymienionymi powyżej, ale nie.
Moje zdrowie szfankuje od około dwóch miesięcy. Zatoki. A co idzie za tym? Co chwilowe przwziębienia, bóle gardła i zmiany głosu co pięć minut, temparatura.. Nie będę wams się tłumaczyć co dokładnie mi jest i kiedy to powinno się skończyć bo to są moje prywatne sprawy a i tak powiedziałam wam już bardzo dużo. Jednym słowem moje zdrowie sobie skisło.
Szkoła? Zapytacie. Przecież już prawie wakacje! Ale nie u mnie. Dopiero teraz zaczynają się testy, konkursy, kartkówki, pytanka... Itd. Nienawidzę szkoły, nie trawie żadnwgo nauczyciela, ale jeżeli chcę osiągnąć coś w życiu muszę się uczyć, dlatego moje oceny są bardzo dobre i takimi chce je pozostawić do końca szkoły.
Brak czasu. To choroba 21 wieku z któą jeszcze nikt do tej pory nie wygrał. W moim życiu również się na ro nie zanosi.
"Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić." - Albert Einstein 
Obowiązki. Każdy z nas je ma. A ja mam ich baaardzo dużo. Nie powiem dlaczego, bo to również jest mój prywatny temat, z którym nie mam się ochoty dzielić z szerszą publicznością.
Gratuluję tym, który dotrwali do końca rozdziału i notki. Trochę namieszałam, ale nie byłabym sobą, gdybym tego nie uczyniła. Wybaczcie! Gorąco zapraszam do czytania i komentowania!
// Cukierkoffa <3

wtorek, 12 maja 2015

Rozdział 5 "Hernandez, słucham?"

~Violetta~
Patrzyłam się na niego jakiś dłuższy czas.
- Viola? Violetta!
- Leon... Jaa...
- Rozumiem.
- Poczekaj, to znaczy, zaskoczyłeś mnie. Ale też coś przed tobą ukrywałam. Od kiedy tylko wszedłeś do klubu wiedziałam, że jesteś inny. Już wtedy mi wpadłeś w oko, ale nie mogłam tego powiedzieć ze względu na to, że byłam w pracy. Leon, też cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo - chwyciłam jego twarz w dłonie i musnęłam jego wargi.
- Viola, bądźmy razem.
- Nie możemy - szepnęłam i spuściłam głowę w dół. On chwycił mnie za brodę i trzymał tak długo aż nie musiałam spojrzeć w jego zielone jak szmaragdy, oczy.
- Violetta, możemy. Na razie... możemy się ukrywać.
- Prędzej czy później i tak by się dowiedzieli.
- Violka, proszę, cię spróbujmy.
- No dobra, ale nie możemy pokazywać się publicznie, jedynie u ciebie.
- Zgoda. A więc panno Castillo, zostanie pani moją damą? - ukląkł na jedno kolano i chwycił mnie za prawą rękę.
- Ależ oczywiście panie Verdas - pomogłam mu wstać i dałam mu soczystego buziaka w policzek.
- Liczyłem na coś więcej - powiedział, niby smutny.
- Wybacz, ale się spieszę - wyszłam z kuchni i podeszłam do drzwi, gdzie zaczęłam ubierać buty. Otworzyłam drzwi i wyszłam. Spojrzałam na zegarek na nadgarstku. Dopiero 9 rano. To o której ja wstałam?! O 6? Ygh... Nie ważne.
Będąc w domu zdjęłam płaszcz i buty i weszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam sok marchwiowy i nalałam sobie do szklanki. Wzięłam ją do ręki i usiadłam przy wyspie kuchennej na jednym z krzeseł barowych. Westchnęłam cicho słysząc dzwonek. Wstałam i podeszłam do drzwi. Bez namysłu otworzyłam je. W nich stała zapłakana Lu. Zanim cokolwiek powiedziała zdążyłam ją przytulić.
- Wejdź Luśka - powiedziałam i we dwie poszłyśmy do salonu.
- Co jest? - zapytałam siadając obok niej.
- To nie powinno się zdarzyć.
- Co nie powinno się zdarzyć?
- Violetta, oni mnie zabiją! - krzyknęła po czym jeszcze bardziej zaczęła płakać.
- Dlaczego?
- Jestem w ciąży z przypadkowym gościem! - tu moja przyjaciółka rozpłakała się na amen. Znowu ją przytuliłam.
- Lu, będzie dobrze. Mogę do nich zadzwonić, że jesteś chora i to poważnie, a twoi rodzice prosili bym się tobą zajęła.
- Zrobisz to dla mnie?
- Czego się nie robi dla najlepszej przyjaciółki.
- Dzięki Vils - wstałam z kanapy i wyjęłam telefon z kieszeni. Wybrałam numer szefa. Zadzwoniłam.
- Hernandez, słucham?
- Tutaj Violetta Castillo...
- A Castillo, co się stało?
- Bo Ludmiła poważnie zachorowała i potrzebuje stałej opieki, dlatego chciałam powiedzieć, że przez ok. najbliższy miesiąc będę się nią opiekowała.
- A nie ma ona od tego rodziny?
- Jej rodzice dzisiaj wieczorem wyjeżdżają do Europy, a jak każdy wie, Ludmiła jest jedynaczką.
- No dobra, niech będzie. Ale za miesiąc stawiasz się w pracy, czyli 4 maja.
- Dziękuję bardzo, do usłyszenia.

~Ludmiła~
Jak ja mogłam wpaść?! Tyle lat tam pracuję i nie umiałam się zabezpieczyć?! Jaka ja jestem głupia!
Z moich jakże genialnych przemyśleń wyrwała mnie Violetta, która weszła do salonu.
- I co? - zerwałam się z kanapy i podbiegłam do niej.
- Masz wolne, najlepiej jeżeli zamieszkasz przez ten czas u mnie, bo powiedziałam, że jesteś chora i będę się tobą opiekowała.
- Dzięki, dzięki, dzięki!!! - rzuciłam jej się na szyję. Jest moją najlepszą przyjaciółką i wiem, że zawsze mogę na nią liczyć.
- Nie ma za co, a teraz ubieraj się jedziemy do ciebie po rzeczy - powiedziała, zaczęłyśmy się szykować i wyszłyśmy.
- Viola, masz  tu kluczyki od mojego auta, będziesz prowadziła.
- Lu, bo ja nie mam prawa jazdy.
- Ouu, no dobra. To ja poprowadzę - podeszłyśmy do mojego smarta i pojechałyśmy do mnie. Gdy już podjechałyśmy wyłączyłam silnik i wyjęłam klucze ze stacyjki. Otworzyłam drzwiczki, a przed drzwiami od domu stał...
~~~~~~~~~~~~
Czeeeść!!!
Po pierwsze bardzo przepraszam, że rozdział nie pojawił się wcześniej, ale zatrzymały mnie sprawy rodzinne, szkoła, itp, itd.
Co do rozdziału. Krótki, no niestety. Znowu przepraszam.
Mam nadzieję, że Cukierkoffa wie kto stał przed drzwiami Lu, a jeżeli nie to niech napisze ;)

Chyba tyle... No ten... Do następnego ;*
~ Lauren